PARA U LEKARZA

PARA U LEKARZA

Kryzys może wsączać się w nasz związek powoli. Teoretycznie wszystko gra: dzieci są najedzone, mamy piękny dom, każde z nas było na fitnessie, a w weekend pojechaliśmy do SPA. A jednak… czegoś nam brakuje. Żyjemy bardziej obok siebie niż ze sobą i mamy coraz mniejszą ochotę na seks. Jesteśmy raczej mamą i tatą niż parą kochanków. Choć w związku, czujemy się przeraźliwie samotni. Od dłuższego czasu nie wiemy, co u naszego partnera słychać. Oto pierwsze sygnały, że nasza relacja zaczyna się psuć. Warto zareagować, zanim pojawią się kolejne. Pomóc nam może zwłaszcza coraz popularniejsza terapia par. Dzięki niej nawet najbardziej skłócony związek może rozkwitnąć na nowo.

Nowy porządek
Skąd właściwie biorą się nasze problemy i dlaczego nie potrafimy ich rozwiązać sami? Żyjemy w czasach przemian społecznych i obyczajowych. Kiedyś w większości związków panował model patriarchalny. Role były jasno obsadzone: zazwyczaj to mężczyzna zarabiał pieniądze, a kobieta zajmowała się domem. Dziś chcemy funkcjonować w związkach partnerskich. Dzielimy się obowiązkami, w podobnym stopniu rozwijamy się zawodowo. Super! Ale jest i druga strona medalu… Jesteśmy pierwszym pokoleniem po zmianach obyczajowych i nikt nie nauczył nas, jak się w tej nowej, partnerskiej rzeczywistości odnaleźć. Chcemy być z jednej strony nowocześni, a z drugiej ciągnie nas w stronę  schematów i rozwiązań, które wynieśliśmy z  rodzinnych domów. Często kobiety nadal biorą na siebie to, co stereotypowo jest przynależne kobiecie, czyli sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi, a jednocześnie chcą realizować swoje potrzeby zawodowe. A są to dwa ogromne przedsięwzięcia życiowe, które ciężko jest pogodzić. Gdy proszą partnera o wsparcie, znowu pojawiają się przeszkadzające wzorce. Przecież mężczyzna stereotypowo jest tym silnym i stanowczym, który ma upolować i wrócić do domu, a nie angażować się w jego wspólne prowadzenie. Nieuchronnie pojawiają się więc konflikty. Kiedyś rozwiązywało się je rodzinnie. Rodzice i dziadkowie służyli wsparciem i mądrością przekazywaną od pokoleń. Tymczasem nasi rodzice, wychowywani zgodnie z dawnym porządkiem, zazwyczaj nie są w stanie nam pomóc. Oni często nawet nie rozumieją, o co my się właściwie kłócimy! Gdy kryzysów jest coraz więcej, w końcu pojawia się więc myśl – albo się rozstaniemy, albo pójdziemy na terapię.

Budujące kryzysy
Być może decyzja o rozstaniu w dzisiejszych czasach przychodzi nam za łatwo. Gdy tylko pojawia się większy kryzys, prościej jest się nam rozwieść niż go przepracować. Tymczasem terapeuci podkreślają, że kryzysy są potrzebne! Pokazują, że coś, co do tej pory funkcjonowało w związku bez zarzutu, nagle przestało nam pasować. Żadna relacja nie jest niezmienna. Ewoluuje pod wpływem czasu, napotykanych ludzi, wydarzeń. Murowane, że pojawią się w niej kryzysy. Nie ma sensu się ich bać, za to warto spojrzeć na nie z innej strony. Mogą być bardzo rozwojowe! Jeśli uda nam się je przetrwać i wyciągnąć z nich konstruktywne wnioski, związek tylko na tym zyska. To jak wejście na wyższy poziom. Warto! Przepracować można nawet najbardziej bolesne doświadczenia, np. zdradę, za którą, z czego często nie zdajemy sobie sprawy, odpowiedzialne są obydwie strony związku. Żeby tak się jednak stało, trzeba ogromnej świadomości obojga partnerów, a przede wszystkim wsparcia osoby profesjonalnej, czyli terapeuty.

Gry i zabawy
Często, gdy partnerzy przychodzą na terapię, przerzucają się oskarżeniami, grają między sobą w emocjonalnego ping-ponga i są tak okopani w żalach i pretensjach, że nie są w stanie się porozumieć. Pierwszym krokiem będzie wtedy skłonienie ich, by w ogóle zaczęli ze sobą rozmawiać. Terapeuta może uciec się do różnych metod, nawet tych z pozoru niepoważnych. Sięgnie np. po figurki z klocków lego i poprosi parę, by przedstawiła za ich pomocą swoją wizję związku. Dlaczego to działa? Dzięki tej prostej metodzie nawet najbardziej skłóceni partnerzy nabiorą dystansu i choć na chwilę skoncentrują się na problemie, a nie wzajemnej przepychance. Co więcej, taka „zabawa” uruchomi nieświadome treści, których na poziomie racjonalnym często nie bylibyśmy w stanie wychwycić. Czasami warsztaty psychoterapeutyczne łączone są z lekcjami… tańca. Wiele o związku można wyczytać zwłaszcza ze zmysłowego tanga. Analogia jest oczywista, ale nie chodzi tylko o sprawdzenie, kto prowadzi, a kto pozwala być prowadzonym w związku. W tańcu wychodzą na jaw także inne nasze zachowania, np. że śmieję się, gdy partner mnie szarpie za rękę i przeciąga na swoją stronę, choć wcześniej mówiłam, że nie znoszę, gdy ktoś mnie do czegokolwiek zmusza. To pierwszy krok do zrozumienia siebie i motywów swoich zachowań, a tym samym konstruktywnej pracy nad związkiem.

Język emocji
Wśród psychoterapeutów terapia par uchodzi za najbardziej wymagającą. Ciężko jest nie poddawać się emocjom, które towarzyszą burzliwym nierzadko spotkaniom. Partnerzy często próbują wciągnąć terapeutę w swoją grę. Zwłaszcza na początku. Czasami oczekują od niego, że wejdzie z nimi w sojusz i pomoże im zmienić drugą osobę. Ale na pewno tak nie będzie. Terapeuta nie jest sędzią, który ma zdecydować o czyjejś winie lub racji. Nie jest też pocieszycielem, który załatwi za nas nasze problemy, choć oczywiście powinien dać niezbędne wsparcie, byśmy… rozwiązali je sami. Bywa za to mediatorem, który pomaga parze nawiązać między sobą nić porozumienia. A jeszcze bardziej – „tłumaczem emocjonalnym”, który wyjaśnia partnerom, jakie uczucia nimi kierują. Wiele z nas ma kłopoty z nazwaniem najprostszych emocji. Podczas sesji terapeuta powie więc np. „właśnie pan powiedział, że czuje się odrzucony”, albo „usłyszałam, że pani czuje się niedoceniana”. Bardzo często jest to odkrywcze nie tylko dla osoby wypowiadającej dane słowa, ale i jej partnera. Dzięki temu partnerzy zaczynają nie tylko wyraźniej komunikować własne uczucia, ale też słyszeć, co naprawdę chce im powiedzieć druga osoba. A to już o krok od porozumienia.

Szansa na rozwój
Co jest sekretem udanego związku? Gdy umiemy w nim sami zadbać o swoje potrzeby, jasno je komunikujemy i nie wymagamy od drugiej osoby, że będzie je odgadywała, czytając w naszych myślach. Ufamy sobie i jesteśmy wobec siebie szczerzy. Akceptujemy własne słabości i to, że związek ma prawo być dynamiczny. Coś, co jest fajne dziś, niekoniecznie będzie nam się podobało jutro. Takie m.in. wnioski powinniśmy wyciągnąć z terapii par. Niestety najczęściej decydujemy się na nią, gdy kryzys między nami jest już naprawdę głęboki. Szkoda. Cały proces terapeutyczny staje się przez to bardziej żmudny, ciężki i długotrwały i wcale niekoniecznie zakończy się pojednaniem. W takiej sytuacji służyć może wręcz…. kulturalnemu rozstaniu Gdybyśmy jednak zmienili swoje nastawienie do terapii i potraktowali ją nie jako ostatnią deskę ratunku, a szansę na rozwój, nasz związek tylko się dzięki niej umocni.

 

tekst: M.U.

Udostępnij:
0