Anna Popek – co czyni nas piękną

Anna Popek – co czyni nas piękną

        

 

Jest Pani jedną z najbardziej lubianych dziennikarek telewizyjnych – jak Pani to robi?

Naprawdę tak jest? Bardzo miło mi to słyszeć. Prawdę mówiąc oceniamy rezultaty naszej pracy po wynikach oglądalności, czyli sprawdzamy, ile osób dokładnie oglądało dany program. Wydaje mi się, że częściej zależy to od tematu i zaproszonych gości, rzadziej od prezenterki czy prezentera. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że widzowie obdarzają mnie sympatią. Staram się być w mojej pracy jak najbardziej normalna i prawdziwa – to jest jedyne, co robię. Telewizja jest sztuką szczegółu. Każdy detal ma swoje znaczenie. Na przykład to jak się trzyma ręce, jak się uśmiecha albo jakim tonem zadaje pytanie. Myślę, że sposób odbierania dziennikarza zależy od jego podejścia do pracy. Jeżeli jest ono uczciwe i szczere, staje się godny zaufania. Tak jest również w przypadku Michała Olszańskiego, z którym pracuję na co dzień, a którego widzowie cenią za szczerość oraz życzliwość wobec ludzi.

 

Zawsze marzyła Pani o tym, by być dziennikarką?

Zawsze chciałam robić ciekawe rzeczy. Odkąd pamiętam – kiedy byłam jeszcze młodą dziewczyną – chodziłam na wszystkie możliwe spotkania z interesującymi ludźmi, organizowane w bytomskim MPikU. Zaliczałam też wszystkie koncerty. Urodziłam się i wychowałam w Bytomiu. Wydawało mi się, że świat jest wszędzie poza moim miastem, bo to właśnie z większych miejscowości przyjeżdżali interesujący ludzie. Teraz wiem, że i Bytom może pochwalić się wyjątkowymi osobowościami, historią i tradycją. Jest wiele legend i opowieści związanych z tym miastem, które poznałam dopiero wtedy, gdy wyjechałam ze Śląska. Bytom był miastem granicznym. W zasadzie leżał po stronie niemieckiej. Mieszkająca tam mniejszość polska bardzo prężnie działała, a z racji przyznawania się do polskich korzeni, rzucano im kłody pod nogi. Uczniowie ze szkoły Jana Smolenia, do której chodziłam, mieli na przykład znacznie trudniejszą maturę niż ich niemieccy koledzy. Zrzeczenie się polskości ułatwiłoby im w życiu bardzo wiele spraw, poczynając od tych podstawowych, związanych z zagwarantowaniem bytu rodzinie. Jednak byli uparci. Walczyli o prawdę. Moim zadaniem, dziennikarz powinien właśnie wynajdywać takie historie, dobre wzory, by pokazywać innym, jak można żyć.

 

Czyja postawa zrobiła na Pani szczególne wrażenie?

Spotykam takie osoby co chwilę. Ostatnio miałam przyjemność poznać Pana Józefa Walaszczyka – kaletnika, który mając 94 lata wciąż pracuje w swoim zawodzie; naprawia torby. Jest jedną z nielicznych osób odznaczonych medalem przez prezydenta Baracka Obamę. Pan Józef w czasie wojny z narażeniem życia ratował innych. Na przykład wykupił z rąk Niemców dwudziestu jeden Żydów za kilogram złota. Tak ciekawe postacie i życiorysy mogłyby być kanwą literatury czy filmu. Oczywiście nie o każdym można napisać książkę i nie o każdym zrobić film, ale o każdym można opowiedzieć coś ciekawego. Takie opowieści zapadają w pamięć. Czerpiemy z nich natchnienie na życie.

 

Kojarzy mi się Pani z osobą, która jest zawsze uśmiechnięta i patrzy na świat przez różowe okulary.

Biorę życie takim, jakie jest, a jest takie jak nasze do niego nastawienie. Chcę dobrze i pięknie żyć. Oczywiście są sytuacje trudne, ale myślę wtedy, że zdarzają się po to, aby trenować moją siłę woli. Trzeba do tego podchodzić nie jak do sumy nieszczęść, ale jak do gry, w którą trzeba zagrać, by wszystko mogło się udać. Moja rodzina częściowo pochodzi ze wschodu, z Kresów Wschodnich, a tam ludzie zawsze chodzą uśmiechnięci (śmiech).

 

Bije od Pani pozytywna energia, na pewno ma to wpływ na urodę. Poza tym… jak Pani o siebie dba?

Szczerze mówiąc to dbam o urodę najzwyczajniej normalnie… Ale też sporo czytam i świadomie wybieram. Wszystko zaczyna się od jedzenia. Od równowagi między tym co organizm potrzebuje, a czego my mu dostarczamy. Lubię gotować – nie jest to jakaś wyszukana, dietetyczna kuchnia. Są to rzeczy zdrowe, przygotowane z naturalnych produktów. Poza tym bacznie obserwuję swój organizm. Robię podstawowe badania, chodzę do lekarki, która specjalizuje się między innymi w medycynie chińskiej. Lekarze ze wschodu zajmują się pacjentem wtedy, gdy jest zdrowy, a nie dopiero, gdy choruje. Dlatego reagują na spadek energii, zły wygląd, słabe paznokcie czy włosy. To dla nich sygnał, że w organizmie zaczyna się coś dziać i trzeba go wzmocnić, uzupełniając niedobory witamin i minerałów, na przykład ziołową kuracją. Medycyna chińska bazuje między innymi na typowo polskich ziołach: melisie, mięcie, dziurawcu, pokrzywie, lnie.

 

A co z pięknym wyglądem?

Trzymam się złotej zasady mówiącej o umiarkowaniu w jedzeniu i piciu. Należy ją stosować we wszystkich aspektach – nieważnie czy chodzi o alkohol, inne napoje czy o różnego rodzaju potrawy. Czasem trzeba po prostu powstrzymać się od przyjemnych rzeczy i sprawdzić, jak organizm zareaguje na takie małe wakacje. Jesteśmy systemem naczyń połączonych. Warto pamiętać, że za koloryt cery odpowiada wątroba. Jeśli jest w dobrej kondycji, nasza twarz najczęściej wygląda zdrowo i promiennie. Uważam, że maseczki, stałe wizyty w gabinecie kosmetycznym nie dadzą rezultatów, jeśli nasze nastawienie do życia będzie negatywne.

 

Są jednak kobiety, które nie czują się atrakcyjnie… Jaką dałaby im Pani radę?

Przede wszystkim powinny zacząć myśleć o sobie i zrobić coś dla siebie. Wystarczy drobiazg, wprowadzenie jednego dobrego nawyku do swojego codziennego życia. Na przykład rano zamiast kawy – ciepła woda z cytryną, zamiast nerwów i pokrzykiwań na dzieci – uśmiech i spokój, zamiast bułki z masłem – owsianka z prażonymi pestkami dyni albo lekka gimnastyka. Nasza samoocena wzrośnie, a z nią również nasze poczucie atrakcyjności.

 

Czym w takim razie jest piękno? Jak je Pani definiuje?

Piękno to przede wszystkim spokój i harmonia. To zgodność pomiędzy tym, w co wierzymy, a tym, co robimy. Są przecież twarze, które z pozoru wydają się banalne. A jednak mają one w sobie jakąś ogromną życzliwość i to właśnie czyni je pięknymi. Jeśli chodzi o ideał piękna to myślę, że najlepiej umieli wyrazić go średniowieczni malarze. Wszystkie elementy ich obrazów były spójne. Ponadto emanowały niemożliwą do opisania harmonią i wiarą w istotę człowieka połączonego z siłami wyższymi. To również godna podziwu architektura, w której dopracowany jest każdy szczegół. Współcześnie ucieleśnieniem piękna jest dla mnie Monica Bellucci. Ma ona w sobie wszystko to, co określa piękno – harmonię, przekonanie o własnej wartości. A poza tym, nie odmładza się na siłę, nie walczy z czasem, czerpie z życia to, co najpiękniejsze.

 

A zatem kobieta piękna, to kobieta spełniona?

Przede wszystkim to taka, która kocha i jest kochana. I taka, która robi to, czego pragnie. Oczywiście są piękne kobiety, które postępują wbrew sobie, ale nie emanuje z nich ani energia, ani radość. Dopuszczam wprawdzie istnienie tego rodzaju piękna, ale opisałabym jej raczej jako piękno… uchwycone na zdjęciu. Kiedy na nie patrzymy, wydaje się, że jego bohaterka jest idealna. Ale kiedy widzimy ją na żywo, rozmawiamy z nią, czujemy, że brakuje w niej harmonii.

 

Mój ulubiony kosmetyk: żel pod oczy firmy Floslek, a także seria kosmetyków marek: Rouge Bunny Rouge i Academie

Ostatnim moim odkryciem jest: emulsja rozświetlająca i podkład rozświetlający marki Rouge Bunny Rouge, oliwka nabłyszczająca do ciała Nuxe, płatki pod oczy Academie

W torebce zawsze ze sobą noszę: okulary przeciwsłoneczne, puder w kamieniu z lusterkiem, wodę odświeżającą z nanocząsteczkami, szminkę lub błyszczyk

 

 

Udostępnij:
0