Conrado Moreno i królowa driftu. Przeczytaj wyjątkowy wywiad!

Conrado Moreno i królowa driftu. Przeczytaj wyjątkowy wywiad!

Conrado Moreno: Karolino, powiedz nam czy to czym się zajmujesz jest spełnieniem twoich marzeń? 

Karolina Pilarczyk: Tak, jestem przykładem tego, że można realizować marzenia mimo wielu przeciwności. Właściwie mogę powiedzieć, że pokazałam i udowodniłam sobie, że wszystko można – tym bardziej, że wiele osób wątpiło w to, że uda mi się osiągnąć i realizować marzenia związane z motosportem. 

Niektórych przeciwności hamują przed dalszym rozwojem, innych wręcz motywują. A jak było w Twoim przypadku? 

Mnie motywowały. Nie odbieram ich jako problemu, a dostrzegam w tym wyzwanie. A ono powoduje, że musimy pomyśleć, zastanowić się nad daną sytuacją. Sprawia, że rozwijamy się. Bez szukania rozwiązań, bez tych wyzwań nie mielibyśmy rozwoju. 

Po mieście poruszasz się różowym „muscle car”, amerykańskim samochodem z potężnym silnikiem, Jak jesteś odbierana przez innych użytkowników drogi? 

Mam samochód, który jest mało kobiecy, jeśli mówimy o stereotypach. To Camaro z potężnym silnikiem 6,2 litra V8. Mężczyźni bardzo fajnie reagują gdy widzą, że kierowcą jest kobieta. Samochód już w tej chwili jest dosyć znany i rozpoznawalny, więc zdarza się, że kiedy mój menadżer, szef teamu, jest za kierownicą na moim oficjalnym profilu ludzie żalą się, że widzieli samochód, ale nie był prowadzony przeze mnie. Czyli mogę spokojnie powiedzieć, że Panowie to lubią. 
 

Opowiedz nam o tym, czym jest drifting? 

Drifting po pierwsze to nie rajd, to nie wyścigi, tu nikt ze sobą się nie ściga, nie liczy się czas. W drifcie liczy się precyzja, chodzi o utrzymanie samochodu w poślizgu od startu do mety, ale to nie wszystko – na trasie oznaczone są konkretne punkty, które wyznaczają konkretną linię przejazdu. Ocenie podlega precyzja czyli ta linia przejazdu, prędkość oraz kąty wychylenia. 

A jak to się stało, że zaczęłaś jeździć takim samochodem i uprawiać drifting? 

Myślę, że moja historia jest dosyć ciekawa, ponieważ jestem nietypowym zawodnikiem na tle większość. Nie mam w rodzinie żadnych tradycji związanych z motosportem. Właściwie zajęłam się nim dość przypadkowo i mogę powiedzieć, że zakochałam się bardziej w poślizgu niż w samochodach. Zaczęłam prowadzić jak miałam trzynaście lat. Prawo jazdy zrobiłam w wieku siedemnastu. Samochód służył mi do przemieszczania się, ale nic poza tym. Wychowywałam się w męskim środowisku, ćwiczyłam sztuki walki, chodziłam w liceum do klasy matematycznofizycznej, studiowałam informatykę, więc wiedziałam jakim językiem operują mężczyźni i jak postrzegają świat. Nie chciałam usłyszeć: „baba za kierownicą!”. Dlatego postanowiłam podszkolić swoje umiejętności jazdy. Poszłam do Akademii Jazdy, gdzie na płytach poślizgowych uczyłam się kontrolować poślizg. Nagle poczułam, że to jest to, co chcę robić. W tym czasie drifting w Polsce był zupełnie nieznany, dlatego zaczęłam swoją przygodę od rajdów. Tylko, że na tych amatorskich rajdach nadużywałam hamulca ręcznego. Cały czas się ślizgałam, i cały czas miałam z tego tytułu problemy. Dla mnie mniej się liczyło osiągnięcie najlepszego czasu i wygrana, co dobra zabawa. W 2004 roku po raz pierwszy zobaczyłam drifting i dowiedziałam się, że jest to dyscyplina motosportowa. Wiedziałam, że to jest ten kierunek. Moje początki były trudne, zaczynałam od zera. Niewiele wiedziałam na temat konstrukcji samochodu poza tym, że ma cztery koła i silnik. A wiedza motoryzacyjna jest przydatna kiedy przygotowujemy się do startów. Nie miałam odpowiednich finansów, więc musiałam na to zarobić, a w dodatku byłam kobietą w tym męskim świecie. Mogę powiedzieć, że moja przygoda zaczęła się od wyzwań, które udało mi się pokonać. 

Pochodzisz z artystycznej, aktorskiej rodziny. Podobno w dzieciństwie dużo czasu spędzałaś w Teatrze Dramatycznym. Myślałaś, że aktorstwo będzie naturalnym krokiem w Twojej karierze? 

Wychowałam się w dwóch światach Mama jest aktorką, a tata informatykiem, programistą. Rzeczywiście jako dziecko, razem z moim bratem, biegaliśmy po teatrze i przez dziesięć lat swojego życia myślałam , że zostanę aktorką. Mama jednak bardzo pracowała nad tym, żeby mi to wybić z głowy. Mój tata, z kolei uwielbia technologię, informatykę, jest idealistą. Jak o tym opowiada to jest w tym tyle pasji, że nie sposób się tym nie „zarazić”. Co prawda jestem dziś profesjonalnym kierowcą driftingowym i żyję już z driftu, ale wciąż zawodowo zajmuję się informatyką. Wcześniej było na odwrót. To dzięki IT mogłam działać w motorsporcie. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie życia bez styczności z tą branżą, która jest tak interesująca. 

Wróćmy do roku 2008, który zapisał się w historii Twojego życia tym, że zdobyłaś licencję Polskiej Federacji Driftu jako pierwsza kobieta w historii. 

Tak, dokładnie tak było. Rok 2008 był dla mnie bardzo ważny i przełomowy pod wieloma względami przede wszystkim dlatego, że udało nam się zbudować pierwsze auto przeznaczone tylko do motorsportu. To już nie był samochód, który jednocześnie służył do przemieszczanie się po mieście i startu w zawodach. Dzięki temu lepiej kontrolowało się go w driftingu. Pomimo, że nadal nie miałam wystarczającego budżetu by trenować, udało mi się zdobyć moją pierwszą licencję Polskiej Federacji Driftingu. 

Jak odebrali to Twoi bliscy? Przyjaciele, znajomi, rodzice – udowodniłaś przecież, że stać Cię na wiele. 

Moi rodzice nie do końca traktowali poważnie moją pasję. To było prawie dziesięć lat temu, a mogę śmiało powiedzieć, że oni pogodzili się z tym może trzy lata temu. Cały czas mieli nadzieję, że to jest mój chwilowy kaprys. Z kolei znajomi z zainteresowaniem przyjęli to co robię. Przez długi czas byłam traktowana w tym świecie mało poważnie. Wciąż wiele osób odbiera dziewczyny jak, co najwyżej, hostessy mogące trzymać parasolki, a nie jako poważne zawodniczki. Dlatego gdy okazało się, że zdobywam kolejne licencje, buduję coraz mocniejsze auta, startuję w zawodach na całym świecie, to z coraz większym zainteresowaniem zaczęli mi się przyglądać z zapytaniem co „ta Karolina jeszcze wymyśli?”. 
 

Słyszałem, że na jednych z pierwszych zawodów, na których wystartowałaś, jeździłaś w butach na obcasie… 

Tak, to jest dość śmieszna historia. Ja cały czas chodzę w butach na wysokim obcasie, uwielbiam szpilki i jeżdżę w szpikach. Nawet często polemizuje z innymi, bo uważam, że wbrew pozorom, świetnie się w nich prowadzi – noga ma bardzo dobry punkt podparcia na szpilce. Oczywiście na zawodach jeżdżę w profesjonalnym płaskim obuwiu. Z tymi wspomnianymi szpilkami było tak, że przyjechałam na pierwsze zawody driftingowe, które odbywały się w Poznaniu, w 2005 roku, a wówczas 90 procent z nas nie wiedziało czym jest drifting. Ja tam pojechałam tylko obejrzeć zawody. Maciej Polody, który wprowadził drifting do Polski, przyszedł do mnie i mówi, „Karolina, Ty kupiłaś sobie już auto do driftu, jedziesz driftować!” . Odpowiedziałam, „Maciej, ale ja mam jeden komplet opon, buty na szpilkach, no jak mam to zrobić?” Ale on się upierał: „Jedziesz w zawodach!” i tak się stało. Łatwo mnie podpuścić i lubię wyzwania. Wystartowałam w tych butach na obcasach, z jednym kompletem opon, a musiałam tym samym samochodem, po zawodach, wrócić do domu. A żeby dać czytelnikom wyobrażenie ogromu problemu, powiem tylko, że opony są zużywane w błyskawicznym tempie. Jeden komplet starcza na zaledwie kilku minut, a w czasie weekendu zużywamy ich około czterdziestu, a po zawodach opony nie nadają się do dalszej jazdy.  
 
Rozmawiał: Conrado Moreno
Zdjęcia: archiwum prywatne   
 
Jeśli chcecie przeczytać cały wywiad z Karoliną Pilarczyk, jedyną polską licencjonowaną drifterką, zapraszamy do lektury wrześniowo-październikowego wydania magazynu Face&Look.
 
Udostępnij:
0