Dorota Gardias – sexy mama!

Dorota Gardias – sexy mama!

 

Już niedługo będzie miała Pani córeczkę…

Nareszcie! Zawsze wiedziałam, że pełnię szczęścia osiągnę wtedy, kiedy będę miała dziecko.

 

Czuje się Pani teraz dojrzalsza, bardziej kobieca?

Generalnie od dawna jestem dorosła i odpowiedzialna, ale… gdzieś tam w środku siedział we mnie dzieciak. (śmiech) Teraz, rzeczywiście, czuję się dojrzała, a co za tym idzie – kobieca. Myślę, że dla każdego mężczyzny – dla mojego na pewno! – też jest to bardziej pociągające, kiedy jego kobieta staje się bardziej pewna siebie, odważna i spełniona. Zwłaszcza, gdy tak jak ja, lubi o siebie zadbać. Dziś bardzo modne jest to, co promuje Kasia Cichopek, bycie sexy mamą. I to mi się bardzo podoba! Oczywiście nie chodzi tu o sferę seksualną, ale o to, by być dynamiczną, zgrabną, wysportowaną i zadbaną. Wierzyć w siebie i działać. I taką mamą zamierzam zostać!

 

Zastanówmy się więc, jak tego dokonać. Jakie są Pani ulubione kosmetyczne rytuały?

Przede wszystkim pilingi. Uwielbiam je! I te do całego ciała, i te do twarzy. Teraz, w związku z tym, że skórę na brzuchu mam napiętą, a na twarzy bardzo wrażliwą, stosuję tylko miękkie pilingi, delikatniejsze. Dużo smarowania, dużo wklepywania oliwek, balsamów i kremów – w tym kierunku teraz poszłam, bo skóra w czasie ciąży dostaje w kość. Zwłaszcza na brzuchu i piersiach – o te partie trzeba najmocniej dbać. A twarz? Nie jestem zwolenniczką nadmiernej pielęgnacji. Codziennie wklepuję w nią dobry krem, a raz w tygodniu robię piling. Dbam także o to, aby porządnie ją oczyszczać. Dużo kobiet, niestety, zapomina o demakijażu. Poza tym, nie wiedzą o tym, że trzeba czyścić swoje przyrządy do malowania. Też tak kiedyś postępowałam – no i zapłaciłam za to karę, bo dostałam uczulenia. Od czego? Od nieumytego pędzla! Od tamtej pory regularnie, raz w tygodniu, szoruję gąbki i pędzelki. I mam ładną cerę.

 

Nieprzypadkowo została Pani ambasadorką marki Soraya! To do czegoś zobowiązuje.

To prawda (uśmiech). A w ofercie kosmetyków tej firmy jest – z czego bardzo się ucieszyłam – przygotowanie skóry do makijażu: bazy pod makijaż, lekki krem Primer i make up HD. Są także świetne preparaty do oczyszczania twarzy, a ja – jak już wspomniałam – mam na tym punkcie fioła. Kiedy kończę dyżur i wracam do domu, biegnę do łazienki, by zmyć z siebie te wszystkie kosmetyki: czy to mleczkiem, czy płynem micelarnym, czy żelem oczyszczającym. I dzięki temu moja buzia naprawdę dobrze wygląda – mimo że make up telewizyjny jest dla niej sporym obciążeniem…

 

Oświetlenie w studio wysusza i niszczy skórę. Make up też musi być inny – mocniejszy.

Niestety… Kiedy idę do pracy na 15-stą, to już o 13-stej się maluję. I od tego momentu mam nakładane kolejne warstwy makijażu. Co godzinę mam przerwę, i co godzinę jestem pudrowana. Dyżur mam do 24-tej, więc kiedy wracam do domu, to mam na twarzy… jedno wielkie błoto. Skóra jest w dramatycznym stanie. Muszę dać jej ukojenie, by na następny dzień znów mogła przyjąć te tony pudru. Największy problem mam z powiekami i miejscem pod oczami – bo tu skóra jest najdelikatniejsza. Na szczęście Soraya ma też dobre kosmetyki do twarzy. Jestem z nich zadowolona. Szczególnie z serii Profesjonalna Szkoła Makijażu. Podkład HD Soraya współpracuje ze światłem, więc kiedy idę na sesję fotograficzną, bardzo mi się przydaje. Jest mocniejszy – dzięki czemu fajnie wychodzi na zdjęciach. Ale są także lekkie podkłady, więc każda pani znajdzie coś dla siebie.

 

A w jaki sposób dba Pani o zgrabną sylwetkę? Teraz jest Pani w zaawansowanej ciąży, więc nie może się forsować ćwiczeniami, ale czy jest Pani typem sportowca?

Ostatnimi czasy skupiłam się wyłącznie na siłowni. Tam miałam fantastycznego personalnego trenera, dzięki któremu jestem w tak dobrej kondycji. Chodziłam tam po to, aby wypracować fajne łydki, brzuch i ramiona, więc robiłam typowe ćwiczenia siłowe. Ale chyba po porodzie nie będę miała co zrzucać, może coś z brzucha. Niewiele przytyłam, a nogi wręcz mi schudły! Lubię aktywny tryb życia, więc – zanim zaszłam w ciążę – próbowałam swoich sił i w kitesurfingu, i w skokach ze spadochronem. Ale jeśli miałam ćwiczyć, to tylko na siłowni.

 

Gdzie jeszcze albo dzięki czemu udaje się Pani rozładować stres i odzyskać energię?

Uwielbiam wszystkie historie dotyczące motoryzacji. Kiedy byłam w jury programu „Wydaje ci się, że umiesz jeździć?”, czułam się w swoim żywiole. Adrenalina dawała mi takiego kopa, że po skończonych zdjęciach dłuuugo jeszcze mnie nosiło. Mogłam pojeździć tymi fajnymi samochodami, koledzy mnie doszkalali, uczyli różnych sztuczek. Miałam z tego dużą frajdę.

 

Bo rywalizowała Pani z facetami, i to w ich dziedzinie, w której uważają, że są najlepsi?

Tak, właśnie! Chyba to mnie tak nakręcało! Tam byli uczestnicy z rożnymi umiejętnościami, więc niektórym udało mi się spuścić manto. To było naprawdę zabawne – niby dziewczyna za kółkiem, a jeździ lepiej niż facet (śmiech)! I byli tacy, którym się to nie spodobało… (śmiech)

 

W kobietach siła! Pani jest chyba postrzegana jako… nie chcę powiedzieć chłopczyca…

Ale tak! Trochę taka jestem! Chociaż myślę, że mój wizerunek mocno się jednak zmieni, gdy zostanę mamą. Bo jak sobie pomyślę, że miałabym jeszcze kiedyś skoczyć ze spadochronem, to zapala mi się w głowie czerwona lampka. Do niedawna jeszcze bym to zrobiła, ale teraz…

 

teraz rządzi Hania?

Dokładnie – teraz rządzi Hania! I już chyba zawsze będę mieć blokadę na sporty ekstremalne. Spoważnieję. Ale jak będę miała okazję, żeby trochę poszaleć, to jestem pewna, że to zrobię.

 

Może wkrótce otworzą się inne rejony do szaleństwa?

Kto wie? Podoba mi się, że jest tak dużo różnych aktywności, które łączą dzieci i rodziców. Na przykład moi znajomi chodzą co tydzień ze swoją dwuletnią córeczką na basen i cała trójka ma z tego fajną zabawę. Myślę, że jako odpowiedzialny rodzic, który chce swoje dziecko naprawdę wszechstronnie rozwijać, stanę się bardziej aktywna niż kiedykolwiek. I na spacer, i na basen, i na rowerek, wszędzie będę zabierać Hanię. Czasem człowiekowi nie chce się wyjść z domu, bo jest zmęczony. Ale co, z dzieckiem nie pójdzie? Musi pójść! No i idzie. Poza tym, pewnych rzeczy nie robimy, bo nam już nie wypada. A z dzieckiem można np. budować zamki z piasku i głową w dół zjeżdżać rurą do basenu. To jest nasz „wytrych”. Tak! Powracamy do lat dziecięcych – to jest fajne! Myślę, że odnajdę się w tym jak mało kto! Dlatego nie mogę się już doczekać, kiedy urodzi się Hania. Czuję, że to będzie piękny czas…

Udostępnij:
0