Jak znani i lubiani spędzają święta

Jak znani i lubiani spędzają święta

Sylwia Gruchała

Święta to czas, kiedy można się wreszcie zatrzymać, przeanalizować różne sprawy, nacieszyć się bliskimi i odpocząć. Chyba najmocniej przeżywają je dzieci – ze względu na prezenty. Ale my, dorośli też na nie czekamy, nie oszukujmy się! Ja bardzo lubię je dawać, ale też umiem je otrzymywać. Bo cieszy mnie już sam fakt, że ktoś chciał sprawić mi przyjemność!

Te święta będą wyjątkowe – bo po raz pierwszy spędzę je w gronie rodziny: z Markiem i naszą córeczką Julką (ma pół roku). Choinkę kupimy dużą i żywą, aby pięknie pachniała. Ale zamiast standardowych bombek powiesimy na niej różne figurki i zabawki, żeby była bardziej dziecięca, kolorowa. Wigilię spędzimy u moich teściów, ale w pierwszy lub drugi dzień świąt odwiedzimy pewnie rodzinę mojej siostry w Trójmieście. W wigilijnych potrawach nie jestem najmocniejsza, ale jeśli siostra mojego męża poprosi, abym lepiła pierogi, z przyjemnością jej pomogę. Lubię ten czas, kiedy siedzi się w kuchni, gotuje, plotkuje… I to jest chyba fajniejsze od późniejszej kolacji! Bo jej przygotowanie, chociaż jest męczące, zbliża i jednoczy rodzinę.

 

Dariusz Michalczewski

Jak najlepiej i jak najwięcej razem – tak chcemy spędzić ten czas. Wygląda na to, że na święta i Nowy Rok polecimy do Tajlandii. Nie jest to pewne na 100 proc., bo jeszcze nie mamy biletów, a nasi znajomi ociągają się z podjęciem decyzji, czy do nas dołączą. Ale jak znam moją żonę, to w ostatniej chwili wsiądziemy jednak w samolot. Jeśli tak się stanie, będą to pierwsze święta, które spędzę poza domem.

Od paru lat świętujemy u mojej teściowej. Tam zawsze jest fajnie! Kiedyś dołączyła też do nas moja mama, siostra i brat, więc było jeszcze weselej. Lubię Boże Narodzenie. Ale bez tego ciągłego obżarstwa! Lepiej posiedzieć, pogadać, kolędy pośpiewać. Zjeść trzeba, ale z umiarem. Tak tylko, żeby „zamoczyć usta”: a to łyżkę barszczu spróbować, a to kawałeczek ryby, a to pieroga. Bo tych potraw jest tak bardzo dużo… Ja uwielbiam karpia w galarecie (teściowa robi go specjalnie dla mnie!), reszta dań może nie istnieć. Za to choinka i prezenty być muszą! Siostra Basi ma synka w wieku naszego Darusia, więc jest wesoło. Ale to nie ja robię za Mikołaja! Bo rodzina się boi, że będę chłopaków straszyć albo rozśmieszać.

 

Wojciech Brzozowski
Święta to wyjątkowy czas. I mimo aktywnego uprawiania sportu i licznych podróży, co roku staję na rzęsach, żeby spędzić je w domu. Dla mnie to bardzo, bardzo ważne. Zwłaszcza, że mój sport związany jest z plażą, słońcem, a do ciepłych krajów jakoś ta tradycja nie pasuje… Święta w Australii – mimo że tam przeżywa się je równie intensywnie jak tu – nigdy nie będą miały takiej atmosfery jak te w Polsce. Bo jak nie ma śniegu, to i Mikołaj dziwnie wygląda. I nawet jeśli robi się wszystko, by stworzyć świąteczny klimat – wychodzi sztucznie.

Natomiast nasze święta są przepiękne, zimowe, magiczne… Mobilizują nas do spotkań, rozmów, których tak nam brakuje w ciągu roku, spędzenia wspólnego czasu przy stole. To, że jesteśmy blisko, jest największą wartością świąt! Prezenty, choinka, zastawiony suto stół – to też jest bardzo, bardzo fajne. Ale ja największą frajdę odczuwam zawsze z przebywania z bliskimi mi ludźmi… W tym roku święta spędzę inaczej: z rodziną mojej dziewczyny. Na pewno będzie to dla mnie bardzo miłe, ale i trochę egzotyczne przeżycie, bo na Śląsku świętuje się nieco inaczej niż w Warszawie. Sam jestem ciekaw, jak.

 

Justyna Sieńczyłło

W tym roku, jak zawsze, wigilię spędzę z moimi rodzicami i dziećmi. Mąż przez ostatnie lata spędza ją w Teatrze Kamienica, ze swoimi podopiecznymi. Kultywuje przepiękną ideę: w przeddzień wigilii zaprasza na kolację setkę osób bezdomnych, a 24 grudnia spotyka się z tymi, z którymi zdążył się już dobrze poznać i zakolegować. Takie poświęcenie to prawdziwy dar… Nie mam mu więc za złe, że nie usiądzie z nami do stołu. Odkąd mamy teatr, organizujemy kilkanaście spotkań wigilijnych: dla przyjaciół, firm itd. Właściwie przez cały grudzień śpiewamy kolędy, składamy sobie życzenia i dzielimy się opłatkiem. Jest też nasza duża „kamieniczna” wigilia: dla aktorów, którzy u nas występują, i dla wszystkich pracowników teatru. Co roku świętuje z nami ponad sto osób, co nas bardzo cieszy! Jest wigilijne jedzenie, choinka, a nawet prezenty. A skoro mamy wigilię do entej potęgi – magia tych świąt jest dla nas jeszcze intensywniejsza. Dla Emiliana domem jest teraz Kamienica, więc w święta też tam na chwilę ucieka, bo kocha to miejsce nad życie. Postaram się jednak o to, byśmy spędzili trochę czasu ze sobą i naszymi synami. Wrócę z Białegostoku najszybciej, jak się da. Posiedzimy, głębiej popatrzymy sobie w oczy, pogadamy… I tak skończy się na rozmowach o teatrze. Bo od niego nie ma już ucieczki!

 

Janusz Radek

Podczas świąt staram się za wszelką cenę odizolować od świata, od pracy. Bo dla mnie święta mają wymiar wyłącznie rodziny. Moja żona zajmuje się wszystkimi rzeczami, które wynikają z prawdziwej tradycji świąt. Robi 12 potraw, i wszystkie są postne – mimo że obecnie Kościół pozwala jeść mięso.

Moim zadaniem podczas świąt jest uspokojenie atmosfery. Na co dzień ciągle pochłaniają nas jakieś drobiazgi, związane z prozaicznym życiem, dlatego potrzebujemy tych trzech dni, by nabrać do nich dystansu. Staramy się głębiej patrzeć sobie w oczy, być ze sobą, przytulać się. A jak się najemy i mamy pełne brzuchy, mierzymy sobie, kto wyhodował największy. Bo u nas w domu panuje kult jedzenia: mamy go tyle, że wyżywiłaby się kompania lekkozbrojnej armii np. muzułmańskiej. Ale po przejedzeniu chodzimy na spacery do Puszczy Niepołomickiej, więc raczej nadwaga nam nie grozi. W święta nie jestem animatorem śpiewu kolędowego. Nie dlatego, że go nie lubię, po prostu dużo występuję na co dzień. W święta śpiewa więc moja żona i córka. I strasznie mi się to podoba, bo to jest ten jeden dzień w roku, kiedy ja mogę być słuchaczem.

 

Joanna Brodzik

Jest takie wigilijne danie, za którym przepada moja rodzina, i na które przez cały rok czekają nasi znajomi – śledzie z kolendrą, olejem lnianym i czerwonym pieprzem. Właściwie mam na nie tyle zamówień, że przed każdym Bożym Narodzeniem robię je w ilości hurtowej i później prowadzę przedświąteczne rozdawnictwo na dużą skalę (śmiech). Są tak pyszne, że… musicie ich koniecznie spróbować! Przepis jest prosty.

Przepis Joanny:

Śledzie z beczki (nasze matjasy) trzeba moczyć przez 3-4 godziny w tłustym mleku. W ciągu tego czasu najlepiej raz mleko zmienić, śledzie staną się mniej słone i delikatniejsze. Do dużej miski wrzucamy pokrojoną w półtalarki białą cebulę i wyciskamy na nią pół cytryny. Starannie mieszamy. Kwas cytrynowy neutralizuje olejki eteryczne i sprawia, że cebula nie jest tak „zjadliwa” w smaku. Na nią kładziemy pokrojone w kawałki wielkości pudełka zapałek śledzie, dwa duże pęczki posiekanej kolendry albo pietruszki. Można dodać oba zioła. Zalewamy olejem lnianym. Na koniec dodajemy odrobinę soli, dużo zmielonego pieprzu czarnego i ziarenka czerwonego. Całość mieszamy – wkładamy do naczynia, wstawiamy na dobę do lodówki. No i mamy pyszne danie! A jakie piękne! Nic na stole wigilijnym nie wygląda tak świątecznie. Czerwone kulki pieprzu na zielonej kolendrze, lśniące się w lnianym oleju, wyglądają jak bombki na choince. I jak tu nie czekać na święta?!

Udostępnij:
0