Joanna Liszowska – seksapil to moja broń

Joanna Liszowska – seksapil to moja broń

 

Jak to jest być seksbombą? Nie każda aktorka ma taki status…

Nie mam pojęcia! Bo nie czuję się nią i nigdy się nie czułam. Na sprawach urodowych też jakoś straszliwie się nie skupiam, więc żadna ze mnie ekspertka. (śmiech) Gdy gram, staram się wypełnić moją rolę najlepiej, jak potrafię. Jako kobieta też chcę się podobać – mężowi.

 

Trudno chyba określić, czym jest seksapil?

Dla mnie definicja seksapilu w ogóle nie istnieje. Co do tego upewniłam się niedawno – przy okazji jurorowania w „Got to dance” – oczarowana seksapilem tańczących w nim kobiet. Żeby było jasne – wolę mężczyzn. Absolutnie! (śmiech) Jestem po prostu wrażliwa na piękno, stąd moje czysto estetyczne zainteresowanie tą samą płcią. Zaobserwowałam więc, że kobieta może być perfekcyjnie zbudowana i piękna na twarzy, a mimo to nie być seksowna. I to jest coś niesamowitego! Wychodzi bowiem na to, że tajemnica seksapilu tkwi chyba gdzieś głęboko w jej nieświadomości. To znaczy, że ta seksowna kobieta sama tak naprawdę nie wie do końca, w jaki sposób działa na zmysły i czym zwraca uwagę innych. Myślę, że jest to też kwestia pogodzenia się z samą sobą, pewności siebie. Że jeśli kobieta w pełni akceptuje swoje ciało, lubi je i czuje się w nim komfortowo i atrakcyjnie, to naturalnie staje się seksowna. I tak samo postrzegają ją inni…

 

Poda Pani jakieś przykłady? Oczywiście z życia wzięte…

Jest ich pełno! Mam pewną znajomą, zresztą aktorkę, która… no, powiedzmy, że nie jest jakoś nieprawdopodobnie piękna, tak obiektywnie rzecz biorąc, natomiast ma w sobie to „coś”. Jest po prostu esencją kobiecości i seksapilu. Na czym to polega? Nie mam pojęcia! Ale gdyby ją postawić obok jakiejś kobiety, której uroda jest oczywista, okazałoby się, że ma przynajmniej pięćdziesiąt procent więcej seksapilu niż ta klasyczna piękność. A wracając do „Got to dance” – ostatnio zjawiła się tancerka niezwykle apetyczna (nie wiem, czy nie była najseksowniejszą kobietą w tej edycji?), a bynajmniej nie miała idealnych wymiarów. Ale ruszała się w tak zjawiskowy sposób… No, po prostu była uosobieniem kobiecości. Pewnie sama tak siebie nie postrzegała. Najzwyczajniej dobrze czuła się w swojej skórze.

 

Akceptacja siebie – to chyba najtrudniejsze kobiece zadanie?

A media jeszcze skutecznie nam je utrudniają – na wszelkie sposoby. (śmiech) Photoshopem też. Jak się patrzy na niektóre okładki pism… Rzadko która kobieta tak na co dzień wygląda! Coś o tym wiem. (śmiech)

 

Mówiła Pani, że nie poświęca zbyt dużo czasu urodzie. Ale… każda gwiazda tak mówi…

Ale ja naprawdę niewiele robię! I nic specjalnego! Fryzjer i manikiurzystka – jak znajdę czas. Do kosmetyczki chodzę zdecydowanie za rzadko, niestety… A przecież prawie codziennie od godziny 6.00 do 20.00 chodzę dość mocno umalowana. I w przerwach między zdjęciami serialu czy programu ten makijaż jest jeszcze poprawiany, w efekcie czego następnego dnia skóra jest podrażniona. A skoro jest zaczerwieniona i zmęczona, to… trzeba nakładać na nią jeszcze większą warstwę makijażu, by nie było widać tego podrażnienia. I to jest zaklęty krąg. Dlatego gdy nie pracuję, to maluję się bardzo delikatnie, czasem nawet wcale. Chcę, by skóra odpoczęła, zregenerowała się. Staram się także przemywać ją jakimiś łagodzącymi kosmetykami: tonikiem, mleczkiem – najlepiej micelarnymi. Lubię też delikatne kremy nawilżające do twarzy i mocno nawilżające balsamy do ciała. I to już właściwie wszystko, jeśli chodzi o urodę. Dietami się nie katuję – to nie dla mnie. Jak człowiek jest ciągle głodny, to jest zły. A ja lubię jeść! I kocham się śmiać!

 

A jak Pani spala zbędne kalorie? Jest Pani typem, który lubi się nieźle zmęczyć, spocić?

Nie wyglądam ostatnio, wiem (śmiech) – ale jestem. Zawsze byłam osobą aktywną, mam więc nadzieję, że uda mi się wrócić do ulubionych zajęć sportowych. Bo jak już w końcu się zdecyduję i zabiorę do ćwiczeń, to wykonuję je aż do bólu, właśnie tak, żeby się porządnie zmęczyć i spocić. Uwielbiam ten cudowny moment, gdy stoję później pod prysznicem i czuję każdy mięsień swojego ciała – to jest takie przyjemne zmęczenie… niezwykle oczyszczające.

 

Jaką formę ruchu Pani lubi najbardziej? Można Panią na przykład spotkać w siłowni?

Kiedyś do niej chodziłam. A teraz najprościej jest mi skorzystać z bieżni, ponieważ mam ją w domu. Nie znoszę biegać, więc tylko maszeruję – długo i energicznie. Uwielbiam też pływać, to mnie relaksuje. Pływanie jest czymś w rodzaju medytacji. Człowiek wskakuje do tej wody, pływa tam i z powrotem, wyrabia dobrą kondycję, a przy okazji może przemyśleć sobie różne sprawy, poukładać je w głowie. Nie musi zwracać uwagi na to, co dzieje się dookoła – zresztą, pływając krytą żabką raczej jest to niemożliwe. (śmiech). Może pobyć jakiś czas sam ze sobą, tylko i wyłącznie ze swoimi myślami. Takie chwile samotności każdemu z nas są potrzebne…

 

Sport jako terapia? SPA dla duszy i ciała?

Absolutnie! Kiedy wracam z planu, wciąż jestem rozedrgana, pobudzona emocjonalnie. Dużo czasu potrzebuję, żeby się uspokoić, wyciszyć… Wtedy wysiłek fizyczny bardzo mi pomaga – gdy się „wyładuję”, mogę się wykapać i iść spać. A nic nie działa lepiej na urodę jak sen.

 

No i chyba miłość? To jest podobno najlepszy kosmetyk dla każdej z nas…

To prawda. Najpiękniej czuje się kobieta zakochana i szczęśliwa. Każda z nas na ten „kosmetyk” zasługuje. (śmiech)

 

Mój ulubiony kosmetyk to: łagodząca pianka myjąca do twarzy i oczu Pharmaceris A

Ostatnim moim odkryciem jest: Invisible Fluid Makeup Estee Lauder

W torebce zawsze ze sobą noszę: szminkę i perfumy

 

Udostępnij:
0