Katarzyna Glinka – potrafię się cieszyć

Katarzyna Glinka – potrafię się cieszyć

Kasiu, porozmawiajmy o urodzie. Twój zawód wręcz „wymusza” perfekcyjny wygląd!

Niestety. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie jednak nasza prywatność bardzo kusi i nęci i z jakiegoś powodu jest mocno komentowana publicznie, a często staje się atrakcyjniejsza niż zawód, który uprawiamy. To jest dziś powszechne, że idziesz na premierę do teatru albo kina, a po niej ktoś cię pyta, w co jesteś ubrana. A ty musisz opowiedzieć w czyich ciuchach jesteś, afiszując się znaną marką i nazwiskiem projektanta, bo przecież twoje wrażenia z obejrzanego filmu i spektaklu nikogo nie interesują (śmiech). Cóż, żyjemy w świecie komercji i reklamy…

Zdradź więc, jak o siebie dbasz na co dzień? Co sprawia, że wyglądasz i czujesz się sexy?

Skłamałabym mówiąc, że wciąż siedzę w salonie kosmetycznym i że dbam o siebie w sposób niezwykły. Natomiast z racji tego, że bardzo dużo „pracuję” twarzą, włosami, ciałem w ogóle, i myślę o przyszłości w tym zawodzie, po prostu muszę coś robić, żeby atrakcyjnie wyglądać, ale też zapobiegać oznakom starzenia. W związku z tym, przynajmniej raz w miesiącu staram się być u kosmetyczki. Po drugie, regularnie ćwiczę. I przestrzegam tego rygorystycznie! Gdy uwalniają się endorfiny, to zapominamy o stresie, a to przecież stres powoduje, że zaczynamy źle wyglądać! Jeśli natomiast trochę poćwiczymy i widzimy, że sylwetka zaczyna już smuklej wyglądać, natychmiast poprawia nam się samopoczucie. I widać je na naszej twarzy! A kiedy jesteśmy ze sobą pogodzone, dobrze czujemy się w swoim ciele. Oczywiście musimy do tego zdrowo się odżywiać, to trzeci wyznacznik piękna. Przywiązuję więc do diety ogromną wagę.

Zacznijmy od wizyty u kosmetyczki. Nie poddajesz się inwazyjnym zabiegom, prawda?

Nie! Wybieram nawilżanie – bo makijaż sceniczny i światła reflektorów potwornie wysuszają skórę. Poza tym, po ciąży (myślę, że przez karmienie) skóra bardzo mi się wysuszyła. To jest chyba problem większości młodych mam. Od czasu do czasu skóra potrzebuje też intensywnego natłuszczenia, więc aplikuję sobie i takie maseczki. Śmieję się nawet, że tak jak nie mogę wytrzymać w SPA, bo zamiast relaksować, tylko denerwuję się i niecierpliwię, tak u kosmetyczki bez problemu spędzam tę godzinkę. Ciało czuje chyba, że lata mu lecą! (śmiech) Stosuję także mocno nawilżające kosmetyki – oliwki i balsamy do ciała, oczywiście Garniera. Polecam także kremy z retinolem – ponieważ witamina A ma zbawienny wpływ na skórę.

Rozumiem, że jesteś absolutnie wierna marce, której jesteś ambasadorką?

Absolutnie! Garnier ma naprawdę dużo fajnych kosmetyków! Ostatnio wypróbowałam nowe szampony bez parabenów, czyli nie zamykające łusek. Włosy są po nich dużo lżejsze i dłużej utrzymują świeżość. To dla mnie bardzo ważne, bo ja „pracuję” przecież włosami – i rano na planie serialu, i wieczorem w teatrze. Po kąpieli zabezpieczam włosy cementem, żeby się nie przesuszały podczas pracy suszarek, termoloków czy lokówek. Staram się również używać do włosów kosmetyków najlepszej jakości. Im bliżej są natury, tym lepiej. A Garnier takie robi…

Jak wcześniej wspomniałaś, na dobry wygląd i samopoczucie niebagatelny wpływ ma też aktywność fizyczna. Ty sportowym typem byłaś zawsze: tańczyłaś, biegałaś, pływałaś…

A czego to ja w życiu nie robiłam! Nałogowo jeździłam na rowerze, na rolkach, na nartach, konno, grałam w tenisa, zaliczyłam nawet skok na bungee i…. długo mogłabym tu wymieniać.

Powiedz, co robisz teraz? Bo odkąd jesteś mamą, każdą wolną chwilę oddajesz Filipowi.

To prawda! Chciałabym być przy nim przez cały czas – on przecież codziennie się zmienia… Ale mam też serial, teatr, dom… I niestety czasu na własne pasje mam dziś dużo, dużo mniej.

Pozostaje jogging z wózkiem?

A wiesz, że gdy wychodzę z Filipem do parku to właśnie biegam z wózkiem zamiast chodzić? Bardzo to lubię. On zresztą też, bo śmieje się, gdy lekko podskakuje, a poza tym więcej widzi. Zabieram go także na basen, ale wtedy tylko on może „popływać”. Na szczęście czasem Filip zostaje z tatą. A poza tym wykonuję zestaw ćwiczeń, który polecił mi kiedyś trener, z którym pracowałam. To standardowe ćwiczenia na wzmocnienie mięśni brzucha, nóg i rąk (moje najsłabsze ogniwo), które mogę robić w domu.

A dzięki nim kalorii już liczyć nie musisz! Wciąż jesteś fanką diety śródziemnomorskiej?

Tak, pod tym względem nic się nie zmienia od lat. Trzymam się tego, że owoce i warzywa są w diecie najważniejsze. Rano sięgam po jogurt naturalny, najchętniej niesłodzony. A na obiad wybieram ryby i sałatki. Mięsa smażonego nie jem, wyłącznie grillowanie i pieczone, zawsze bardzo chude. Najczęściej sięgam po wołowinę, bo jej smak najbardziej mi odpowiada. Lubię też hamburgery, ale wyłącznie domowej roboty. Gdy mąż je czasem przyrządzi, to daję sobie rozgrzeszenie w kwestii kalorii (śmiech). Niedawno wzbogaciłam naszą dietę o kasze, bo są i pożywne, i zdrowe, na tę porę roku idealne. I dobrze wpisują się w śródziemnomorskie smaki.

Ty w ogóle kojarzysz mi się z tym klimatem! Z typu urody, ale też charakterologicznie…

Wiesz co… przyznam ci się, że sama też widzę się gdzieś na Południu. I to już od dawna. Kto wie, może kiedyś przeniosę się z rodziną do Hiszpanii? Anka Przybylska mieszkała w Turcji i pracowała tu. Wszystko jest więc do pogodzenia. To tylko trzy godziny lotu, więc… kto wie?

Masz ognisty temperament – i to Cię łączy z Południowcami. Co w nich jeszcze lubisz?

To, że są uśmiechnięci. Myślę, że to jest kwestia słońca – tego, jak na nich działa. Mają więcej dystansu do tego, co ich otacza, bo wpuszczają do życia więcej powietrza. Natomiast my – jak powiedział ostatnio Jerzy Stuhr – boimy się wszystkiego, czego nie znamy. A Południowcy są bardziej otwarci na to, co przynosi życie, i potrafią się nim cieszyć. Mają w sobie więcej luzu.

A więcej luzu, oznacza więcej seksapilu. Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:
0