Marta Żmuda Trzebiatowska: potrzebę ruchu mam zaszczepioną…

Marta Żmuda Trzebiatowska: potrzebę ruchu mam zaszczepioną…
F&L: Debiutowała Pani już na studiach w serialach „Dwie strony medalu”, „Fałszerze. Powrót sfory” i „Magda M” jednak teraz raczej rzadko widzimy Panią w telewizji. Ostatnio Internet zelektryzowała wiadomość, że wystąpi Pani w serialu na „Dobre i na złe” 
 
M.Ż.: To prawda, w ostatnim czasie byłam całkowicie skupiona na pracy w teatrze. Teraz, po chwilowej przerwie, wracam na mały i duży ekran. Dołączyłam właśnie do obsady serialu „Na dobre i na złe”, w którym wcielam się w postać bardzo energicznej i pozytywnie zakręconej pani doktor. Jest to spore wyzwanie, bo Hani wszędzie pełno i jest dość gadatliwą osóbką, więc zawsze mam do nauki dużo medycznych terminów, a że wcześniej nie miałam kontaktu z tak fachową terminologią, to ostatnio dużo czasu poświęcam na przyswojenie tego specjalistycznego słownictwa oraz na zrozumienie poszczególnych terminów. Muszę w końcu wiedzieć, o czym mówię. Za kilka tygodni rozpocznę także zdjęcia do nowego filmu, ale o tym niebawem… 
 
F&L: Zazwyczaj gra Pani piękne kobiety, wyobraża Pani sobie siebie w roli, do której musiałaby Pani ekstremalnie się odchudzić, przytyć, albo dać się postarzyć czy jakoś oszpecić, powiedzmy jak Charlize Theron do filmu „Monster”? 
 
M.Ż.: Czy wyobrażam sobie? To jest nie tylko niesamowita przygoda – zostać kimś tak dalekim od tego, kim jesteśmy na co dzień, ale też niesamowite, niełatwe wyzwanie – wyjść z własnej strefy komfortu. Jestem pełna szacunku i podziwu dla aktorów, którzy podjęli się takiego zadania. Myślę, że każdy marzy o takiej szansie. 
 
F&L: Widzowie kojarzą Panią przede wszystkim z ról filmowych, chociaż od lat pracuje Pani także w teatrze. Na czym, Pani zdaniem, polega główna różnica w pracy aktorki na planie filmu kinowego, serialu i w teatrze? 
 
M.Ż.: Role kinowe i telewizyjne kocham za to, że pozwalają pokazać widzom emocje, których nie mogą dostrzec w teatrze. Na ekranie jedno spojrzenie i zbliżenie na twarz może znaczyć więcej niż tysiąc słów. Poza tym rola w filmie czy serialu jest czymś, co zostaje na zawsze. Teatr z kolei cenię przede wszystkim za dyscyplinę, obowiązek ciągłej nauki i pracy nad sobą oraz za wymianę energii między aktorem a widzem. To jest magia. Nic nie daje większej satysfakcji niż żywa, spontaniczna reakcja widowni. 
 
F&L: Zagrała Pani w kilku teledyskach m.in. Natalii Kukulskiej i Piotra Roguckiego. Czy praca przy takich produkcjach muzycznych różni się od gry w filmie fabularnym?
 
Praca na planie teledysku była dla mnie przede wszystkim dobrą zabawą. Jasne, że każdemu zależy na jak najlepszym efekcie końcowym, ale liczy się przede wszystkim pozytywna energia podczas zdjęć, kreatywność i pełen luz. W końcu to przemysł rozrywkowy. 
 
F&L: Wystąpiła Pani w ósmej edycji „Tańca z gwiazdami” i zajęła Pani 3 miejsce. Jak wspomina Pani przygodę z tańcem, czy treningi były dla Pani wyzwaniem? 
 
M.Ż.: Nie pamiętam czy kiedykolwiek w życiu trenowałam więcej i bardziej intensywnie! Była w tym odrobina szaleństwa, ponieważ każdemu zależało nawet nie na samej wygranej, ale żeby dobrze wypaść. Oglądały nas wtedy tysiące widzów. Każdy krok był okupiony godzinami powtórzeń oraz niesamowitym wysiłkiem, na który w innych okolicznościach mogłabym się nie zdobyć. Jednak bardzo dobrze wspominam ten czas. Sam program to prawdziwe telewizyjne show, przy którym pracuje tak wielu, cudownych ludzi, specjalistów w swojej dziedzinie. Miałam okazję poznać też wspaniałych tancerzy, najlepszych z najlepszych, dzięki czemu to nie była tylko zabawa, ale także dobra lekcja ruchu, pracy nad własnym ciałem i słabościami, z której korzystam do dziś grając na scenie czy przed kamerą. A jaką ja wtedy miałam sylwetkę ach… (śmiech). 
 
 
 
F&L: Jest Pani bardzo atrakcyjną kobietą. Utrzymywanie ciała w dobrej kondycji to dla aktorki także rodzaj inwestycji zawodowej. Czy dbanie o siebie sprawia Pani przyjemnością czy jest raczej obowiązkiem? 
 
M.Ż.: Zawsze staram się być w dobrej formie, bo tego wymaga ode mnie mój zawód, ale sama również tego potrzebuję. Odkąd pamiętam zawsze coś trenowałam: gimnastykę akrobatyczną, potem piłkę ręczną i siatkową, więc potrzebę ruchu mam zaszczepioną od dziecka. 
 
F&L: W pracy często współpracuje Pani z zawodowcami: fryzjerami, makijażystkami, stylistkami, a jak na co dzień stylizuje się Marta Żmuda Trzebiatowska? Korzysta Pani z porad stylistów czy raczej sama wybiera to, co na siebie włoży czy jak się umaluje?
 
M.Ż.: Nie jestem fanką wielkich gal czy wystąpień publicznych. Zdecydowanie wolę spędzać czas w gronie przyjaciół i rodziny. Tym samym na co dzień nie czuję potrzeby korzystania z porad stylistów czy makijażystki. Te zostawiam sobie na naprawdę szczególne okazje. Zwłaszcza że sama, jak z resztą większość kobiet, też lubię na sobie eksperymentować (śmiech). 
 
F&L: Robi Pani wrażenie osoby pogodnej i pełnej witalności. Skąd czerpie Pani energię i jak najchętniej „ładuje baterie”, kiedy zaczyna jej brakować – jaki jest Pani sposób na stres? 
 
Bardzo miło mi to słyszeć, dziękuję. Moim najlepszym sposobem są podróże. Kiedy czuję, że już totalnie brak mi energii i sił, to nawet dwudniowy wypad za Warszawę cudownie mnie relaksuje i wracam zmotywowana, pełna nowych sił, i z głową pełną pomysłów. Kiedy jednak nie mam aż tyle czasu… to lubię wyskoczyć do mojej ukochanej kosmetyczki na jakiś miły zabieg na twarz lub masaż. Zamykam oczy i na dwie godziny odpływam… Moim sprawdzonym, domowym sposobem jest też ciepła kąpiel, z dużą ilością piany i zapachowych świec, a potem dobra książka. 
 
F&L: Wiem, że stara się Pani chronić swoją prywatność. Jak macierzyństwo zmieniło Pani życie? 
 
M.Ż.: Stałam się chyba jeszcze bardziej zorganizowana i uporządkowana. Wszyscy też mówią, że jakoś tak złagodniałam… ale ciężko mi spojrzeć na siebie z dystansu. Trzeba by było zapytać moich najbliższych i przyjaciół. 
 
F&L: Jakie są Pani kosmetyczne niezbędniki? 
 
M.Ż.: Jestem minimalistką. Na co dzień wystarczy mi tusz do rzęs i pomadka. Zwłaszcza teraz, kiedy zostałam mamą, nie poświęcam na makijaż więcej niż 5 minut. Ostatnio jestem ogromną fanką szminek AVON Mark „Moc koloru”, które miałam okazję przetestować. Są niezwykle trwałe, nawilżają usta, a do tego mamy do wyboru całą gamę modnych, intensywnych odcieni. Szminka to świetny patent na ekspresowy makijaż. Umalowane usta wystarczą, aby dodać sobie blasku i być gotowym do wyjścia z domu. Ale tak naprawdę jestem zdania, że to nie makijaż zdobi kobietę, a piękny uśmiech. 
 
F&L: Czy na koniec może Pani zdradzić naszym czytelniczkom swoje zawodowe plany na najbliższą przyszłość? 
 
M.Ż.: Po kilkumiesięcznej przerwie w pracy dołączyłam do ekipy „Na dobre i na złe”. Już teraz zapraszam fanów serialu do śledzenia losów granej przeze mnie bohaterki – nieco szalonej, bardzo gadatliwej, która kiedy trzeba umie pokazać pazurki. Cieszę się, że mogę pojawić się serialu oglądanym i lubianym od lat przez tysiące widzów. W marcu wracam na deski stołecznego Teatru Kwadrat, a wczesną wiosną zaczynam zdjęcia do filmu. 
 
Kosmetyczny kwestionariusz: 
Mój ulubiony zapach… Niezmiennie Molecule za tajemnicę oraz dowolny zapach Byredo – kocham wszystkie. 
Moje ostatnie kosmetyczne odkrycie: Szminka AVON mark. „Moc koloru”. 
W torebce zawsze mam: Pomadkę i lusterko.


Rozmawiała Marta Sadkowska
Zdjęcia pochodzą z kampanii AVON 
 
Udostępnij:
0