Pamiętacie Joannę Dark? W wywiadzie dla F&L artystka opowiada o sobie i o tym, co potrafi głos

Pamiętacie Joannę Dark? W wywiadzie dla F&L artystka opowiada o sobie i o tym, co potrafi głos
Zaczynała Pani swoją karierę jeszcze w czasach studenckich recitalem songów Brechta „Mein Lieber Brecht” na festiwalu akademickim FAMA. Potem wystąpiła Pani w 500 spektaklach musicalu Metro, a wkrótce potem nagrała też pierwszy album “Nie bój się latania”, m.in. z przebojami „Senna jak lawina” i „Moja religia”. Nigdy nie pracowała Pani w swoim wyuczonym zawodzie pedagoga?
Tak mi się w życiu ułożyło. Kiedy broniłam pracy magisterskiej na Uniwersytecie Warszawskim byłam już w składzie musicalu „Metro” i w próbach przed premierą. Ale co zabawne, po praktykach studenckich miałam wiele propozycji pracy w nowo wówczas powstających szkołach prywatnych. A propos wyuczonego zawodu to tak naprawdę powinnam opowiedzieć o szkole „Metra”, bo to tu zdobywałam szlify zawodowe. Pracowaliśmy sześć dni w tygodniu po 12 godzin. Straszna harówka, ale też niepowtarzalna przygoda. No i możliwość współpracy z najlepszym aktorami, reżyserami, logopedami i trenerami głosu. W teatrze jedliśmy, niejednokrotnie spaliśmy za kulisami lub na teatralnej widowni. To było prawdziwe przyuczenie do zawodu, taka szkoła teatralna w pigułce. 
 
Po powrocie z Ameryki, zrezygnowała Pani jednak z dalszego uczestnictwa w musicalu „Metro” i wkroczyła w świat mody. Współpracowała Pani z najsłynniejszymi ówczesnymi projektantami 
– Grażyną Hase, Barbarą Hoff i Jerzym Antkowiakiem, podczas którego pokazów śpiewała na przykład piosenki Marleny Dietriech. Wybieg, czyli praca modelki, pociągał Panią wówczas bardziej niż scena, czy to było jakieś dopełnienie?
Do Mody Polskiej i Jerzego Antkowiaka zaprowadziła mnie Ewa Krauze – kostiumograf, która współtworzyła nasze kostiumy w „Metrze”. Moda była dla mnie świetną odskocznią i wspaniałą zabawą po ciężkiej pracy w musicalu. Zresztą, poznanie wybitnych osobowości, twórców mody i praca z nimi, to było ciekawe dopełnienie moich aktywności muzycznych.
 
Nagrała Pani trzy albumy, właśnie miał premierę  czwarty, najnowszy krążek pt.: „Krajewski na dziś”, wyprodukowany przez uznanego realizatora młodego pokolenia, Kubę Galińskiego (współworzył albumy m.in. Kasi Nosowskej, Ania Dąbrowskiej, Korteza). Czy w młodości słuchała Pani piosenek Seweryna Krajewskiego?
Nie znam nikogo, kto by nie słuchał jego piosenek! Zna je cała Polska. One po prostu są w nas, moje pokolenie wędrowało z nimi przez życie. Co zabawne, kiedy Seweryn Krajewski komponował te piosenki, Kuby Galińskiego, producenta muzycznego krążka, nie było jeszcze na świecie. Mimo to również ta najmłodsza generacja kojarzy kompozycje Mistrza, bo słuchała ich w domach. Zwykłam mawiać, że według mnie Krajewski jest Mozartem muzyki rozrywkowej. Myślę, że gdyby urodził się za oceanem, to z jego talentem do komponowania tak pięknych melodii i harmonii, byłby dziś idolem ludzi na całym świecie.
 
Na płytę składają się największe przeboje Seweryna Krajewskiego z tekstami m.in. Agnieszki Osieckiej, Magdaleny Czapińskiej czy Jacka Cygana (m.in. „Wielka miłość”, „Płoną góry, płoną lasy”, „Nie spoczniemy”, „Przemija uroda w nas”, „Uciekaj moje serce”), piosenki, które wszyscy znamy i lubimy, w nowych aranżacjach. Czy to są Pani ulubione utwory?
To są piosenki, które do mnie najbardziej przemówiły i te, które były mi bliskie muzycznie, dobrze mi się śpiewały. Poza tym chciałam, żeby był to przekrój twórczości Seweryna Krajewskiego. To utwory, które mają niezwykły ładunek emocjonalny, również dzięki utalentowanym autorom tekstów, z Agnieszką Osiecką na czele. Kto z nas nie przeżył wielkiej miłości, kto mimo ryzyka zranienia, czy odrzucenia nie dał się ponieść uczuciu? Kto nie nucił swoim dzieciom „Kołysanki dla Okruszka” czy nie uronił łzy przy piosence „Uciekaj moje serce”?
 
Bezpośrednią inspiracją do powstania materiału, który złożył się na płytę “Krajewski na dziś”, był koncert piosenek Agnieszki Osieckiej w 2016 roku, w którym wystąpiła Pani na zaproszenie Agaty Passent i Fundacji Okularnicy. Wcześniej brała też Pani udział w spektaklu “Ostatni bal – listy do Agnieszki Osieckiej” Hanny Bakuły, czy jakoś szczególnie ceni Pani piosenki z jej tekstami?
Od zawsze cenię słowo w piosence, a Agnieszka Osiecka to mistrzyni słowa, mistrzyni wśród mistrzów. Tak napisane teksty zupełnie inaczej się śpiewa. To, co pisała Osiecka, wciąż jest aktualne. Jej twórczość jest ponadczasowa. Miałam to szczęście, że poznałam Agnieszkę osobiście. Była widzem podczas mojego recitalu songów Brechta. Usłyszałam od niej wiele ciepłych słów o moim śpiewaniu. Bliska mi jest jej wrażliwość, emocjonalność i poetyckość, której teraz w tekstach piosenek prawie się nie spotyka.
Agacie Passent jestem wdzięczna za tę inspirację, zwłaszcza, że zdarzyła się rzecz niezwykła – Seweryn Krajewski dał mi swoje błogosławieństwo na ten projekt, a jest to artysta, który rzadko wyraża zgodę na opracowywanie swoich kompozycji.
 
Śpiewała Pani wielokrotnie piosenki do filmów: m.in. „Krąg Życia” z filmu „Król lew”, “Senna jak lawina” do obrazu Jacka Bromskiego To ja złodziej”, w którym zagrała Pani u boku Daniela Olbrychskiego, czy Przytul mnie” do serialu Marzenia do spełnienia” Magdaleny Łazarkiewicz. Czy piosenki tworzone do konkretnych obrazów filmowych śpiewa się inaczej?
Piosenka z filmu „Król lew” to osobna historia. Studio Disneya w Polsce długo szukało wykonawcy tego utworu. W oryginale śpiewa to najprawdziwsza wokalistka murzyńska. Nisko, bardzo nisko. Kiedy udało mi się to zaśpiewać była wielka radość! A nie wszędzie w Europie pojawiły się lokalne wersje tej piosenki. Podobno w Czechach i na Węgrzech poszła wersja anglojęzyczna.
Tak się składa w moim przypadku, że nawet jeśli robię jakiś skok w bok, czy to w modę, czy w film, to i tak… tam śpiewam (śmiech). Podobno od przeznaczenia nie można uciec! Ale prawdą jest, że, parafrazując tytuł autorskiego programu Grażyny Torbickiej, kocham kino. Lubię polskie filmy i jestem dumna z naszych filmowców. Coraz więcej kobiet odnosi sukcesy, a ja im kibicuję – Agnieszce Holland, Małgorzacie Szumowskiej, Marii Seweryn. A praca z Magdą Łazarkiewicz, choć przy serialu więc króciutka, była bardzo ciekawym doświadczeniem. To reżyserka o wielkiej wrażliwości.
 
Oprócz śpiewania prowadzi Pani też szkolenia. Doświadczenie sceniczne i wiedzę z fachowych studiów, czyli wydziału Kształcenia Głosu i Mowy na Uniwersytecie SWPS w Warszawie, połączyła Pani w jedno i założyła firmę Wonder Voice, oferującą warsztaty i szkolenia w zakresie pracy z głosem, doskonaleniem wystąpień publicznych i redukcją stresu przed nimi. Proszę nam o tym opowiedzieć – czy to nauka tworzenia swojego wizerunku także poprzez pracę z głosem?
Jak najbardziej. Głos jest przedłużeniem osobowości, jak mawiał Jerzy Grotowski. Może zachwycić albo zniechęcić naszego rozmówcę. Holenderscy naukowcy prowadzili badania, z których wynika, że osoby posługujące się niskim, dobrze brzmiącym głosem, są lepiej postrzegane przez odbiorców, budzą większe zaufanie. A informacje, które przekazują, są szybciej przyswajalne. Głos i oddech można wyćwiczyć, a stres przed wystąpieniami zredukować. Proszę mi wierzyć, właściwie we wszystkich zawodach, które dziś uprawiamy, głos jest podstawowym narzędziem i fundamentem wizerunku. A wracając do Pani pierwszego pytania, jak widać, nic nie dzieje się bez przyczyny, bo wiedza i umiejętności pedagogiczne przydają mi się do dziś. Są dopełnieniem wszystkiego, co teraz robię. Rozwijamy się, doskonalimy przez całe życie. Wszystkim, zwłaszcza kobietom, to polecam. Nie siedźcie w domach. Kształćcie się, pracujcie i bądźcie niezależne!
 
Pani wizytówką jest właśnie zmysłowy głos. I burza kręconych włosów. Czy Pani jakoś szczególnie pielęgnuje swoje piękne, naturalne loki?
Kręcone włosy mają zalety i wady. Trzeba o nie regularnie dbać ponieważ mają skłonności do przesuszania, ale za to jeśli są dobrze strzyżone, same się układają. Nie muszę zatem często bywać u fryzjera. Sama się czeszę. A najlepiej wyglądają, jeśli po prostu same wyschną. Każda z nas musi znaleźć dla swoich włosów najlepsze kosmetyki. To podstawa powodzenia. Warto eksperymentować, żeby trafić na swój idealny produkt. Ja lubię kosmetyki naturalne. Im mniej ulepszaczy, tym zdrowiej.
 
A jak dba Pani o swoją kondycję, dobre samopoczucie i sylwetkę? 
Z tą kondycją to różnie bywa. Nie ukrywam, że nie jestem fanką ćwiczeń. Z wszystkich tego rodzaju aktywności najbardziej lubię pływanie i spacer z psem. Sylwetka to jednak wypadkowa tego, co jem. Rok temu udało mi się schudnąć i trzymam się tego. Wiem, co i kiedy mi służy. Generalnie lubię zdrowe, lekkostrawne potrawy. Jadam często i niedużo. Samopoczucie to osobny rozdział. Znam siebie i potrafię sobie pomóc. Czasy są intensywne, pracujemy ponad siły i szybko. Musimy zatem dbać o nasz nastrój. Od siłowni wolę mindfulness. Zamiast słodyczy – orzechy, żurawinę, czy pestki dyni. Dzień zaczynam od płatków jaglanych albo gryczanych. Lubię ciepłe posiłki. Zupa to podstawa!
 
Stosuje Pani jakieś specjalne zabiegi pielęgnacyjne czy swój dobry wygląd zawdzięcza Pani raczej dobrym genom i zdrowemu trybowi życia?
Odżywiam się zdrowo. To już nawet mój konik. Nie wymaga to jednak ode mnie wyrzeczeń. Lekka kuchnia mi odpowiada. Słodycze i ciężkie potrawy mnie szkodzą, zatem same się wyeliminowały. Czasem czymś zgrzeszę, np. skuszę się na  tort bezowy i… potem cierpię niestety.
Jeśli chodzi o urodę, to dbam o nią starannie. Lata płyną, a mój zawód wymaga dobrego wyglądu. Staram się jednak nie przesadzać. Nie przesiaduję w gabinetach kosmetycznych bez końca. Wolę ugotować obiad i zjeść go z moimi chłopakami. Pójść razem do kina. Ale we własnej łazience też dużo można zdziałać. Peelingi, maski, maseczki. Sama tak robię i szczerze polecam. Jestem fanką polskich marek. Dr Irena Eris, Bielenda, Eveline – wszystkie kosmetyki tych firm świetnie działają i mają mniej chemii niż kosmetyki ze świata. A przy okazji kupując je wspieramy naszych!
Lubię bawić się modą, wyszukiwać rzeczy z sieciówek by je połączyć z czymś ekstra, to zawsze daje dobry  efekt. Zwracam uwagę na biżuterię, jest symbolem głębi, tego co wyznajemy. Na szczęście noszę ostatnio na łańcuszku tybetański symbol niezniszczalności – podwójną wadżrę. A ostatnio myjąc ręce w galerii handlowej zostawiłam mój ukochany, mosiężny, bogaty w ornamentykę duży pierścionek z pięknym zielonym oczkiem – widocznie komuś był bardziej potrzebny.
 
A jak lubi Pani spędzać czas wolny, relaksować się?
Bardzo lubię pływać. Odpręża mnie to. Uwielbiam też masaż tajski. Mam swoje ulubione miejsce w Warszawie. Czas wolny najchętniej spędzam rodzinnie. Czytelnia w sypialni, z synem, mężem i naszym maltańczykiem Luckym, to jest to, co lubię najbardziej.
 
Czy na koniec może Pani zdradzić plany na najbliższą przyszłość zawodową?
Płyta „Krajewski na dziś”, moje najnowsze muzyczne dziecko, właśnie się ukazała. To wyjątkowy materiał. Zaśpiewanie piosenek Mistrza było dla mnie wielkim wyzwaniem, ale również wielką przyjemnością obcowania z tymi kompozycjami. Marzy mi się, aby ten projekt połączył trzy pokolenia. Seweryna, który obchodzi w tym roku 70 urodziny, moje i najmłodszego z nas, producenta muzycznego płyty, Kuby Galińskiego. Pracujemy obecnie nad przeniesieniem wersji płytowej na wersję koncertową, a to nie lada sztuka! Mam nadzieję, że uda nam się to z powodzeniem i ruszymy z koncertami w Polskę. Trzymajcie Państwo kciuki. Do zobaczenia i usłyszenia na szlaku.


źródło magazyn „Face&Look” nr 30

fot. Wiktor Malinowski dla Universal Music Polska

 
 
 
Udostępnij:
0