Podróżować z dzieckiem czy bez

Podróżować z dzieckiem czy bez

 

O swoich doświadczeniach opowiada Anna Pacholak – miłośniczka podróży. Nie licząc wycieczek po Polsce, z dziećmi była już w Słowenii,  Włoszech, Chorwacji, Norwegii, Tajlandii, Kolumbii, Kambodży, Indonezji.

 

Czy warto zabierać ze sobą dzieci na koniec świata? Często słyszę komentarze: „Dlaczego zabiera pani w daleką podróż takie małe dziecko, przecież ono nic nie będzie pamiętać? Po co je tak męczyć, narażać na choroby? Wyjazd z dziećmi – to żaden odpoczynek.”

A dla mnie wielką wartością jest wspólnie spędzony czas, dzielenie z dziećmi przyjemności i pokonywanie z nimi przeciwności. Dalekie podróże zacieśniają rodzinne więzi, kształcą i dają szerokie spojrzenie na świat. Maluch zapewne swych egzotycznych przygód nie będzie pamiętać, jednak w moim przekonaniu rozwija się szybciej dzięki nowym sytuacjom, których próżno szukać w domowej rutynie. Dla starszego dziecka podróż to niezastąpiony pretekst do poznawania świata, odmiennych kultur, nowych języków, smaków… Zawsze po powrocie z podróży widzę, jak dzieci nabrały większej śmiałości i pewności siebie. A dla mnie ważne jest, by moje dzieci nie bały się świata, by garściami czerpały z życia. Poza tym, czy ktokolwiek, gdziekolwiek jest w stanie wypoczywać, opiekując się dwójką małych dzieci? Nie sądzę. Wszystko jedno czy będzie to polskie morze czy daleka Tajlandia, Kolumbia, Chiny, tę uwagę i tak trzeba im poświęcić. Zatem nie tracę czasu i jeżdżę z nimi po świecie, bo kocham to robić. Oczywiście nie mówię o podróżach w malaryczne rejony Afryki, wybieram strony bardziej przyjazne dla zdrowia. 🙂

 

Gdzie jechać i jak jechać?

Polecam południowo-wschodnią Azję. Powodów jest kilka: tanie linie lotnicze, duże zagęszczenie wspaniałych atrakcji, do których dowożą turystyczne busiki, stosunkowo dobra opieka medyczna i fakt, że dzieci są tam uwielbiane, co w praktyce oznacza, że prawie zawsze znajdzie się ktoś życzliwy do zabawy z brzdącem, gdy na przykład jemy obiad. Gdy byliśmy w Tajlandii i Kambodży – z natury krzykliwy Franio nigdy dotąd nie zachowywał się tak dobrze! Zasypiał w nosidle albo w tuk-tuku, biegał zachwycony po ruinach Angkor Wat, bawił się z miejscowymi dziećmi i wprost oszalał ze szczęścia, chlapiąc się podczas odpływu w ciepłych wodach Oceanu Indyjskiego.

Nie polecam natomiast dalekich podróży samochodem. Gdy Franio miał półtora roku, wybraliśmy się samochodem „pod namiot” do Norwegii. Było pięknie, ale tempo jazdy musieliśmy podporządkować dziecku: dłuższe przejazdy tylko nocą, za dnia – obowiązkowe przerwy na wybieganie, inaczej nasz upięty w foteliku synek zamieniał się we wrzeszczącego potworka. Z doświadczenia też już wiem, że podróż z dwójką dzieci jest znacznie trudniejsza niż z jednym. 🙂

 

Więcej luzu

Z dziećmi podróżuje się wolniej. Szalone tempo, by zobaczyć jak najwięcej, nie jest dla nich – kończy się stresem dla całej rodziny. Dzieci muszą się wybiegać, wybawić, zjeść wtedy, gdy są głodne, a nie o wyznaczonej godzinie. Dlatego w podróży lepiej być elastycznym. Trudno jest zrealizować z góry ułożony plan, bo po drodze pojawiają się niespodzianki, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Na miesięczną podróż z dziećmi dobrze wyznaczyć sobie cztery główne miejsca pobytu, z których można robić krótsze wycieczki i poznawać okolice. W przeciwnym wypadku większość czasu spędzimy w drodze, nerwowo oglądając cuda świata.

 

Za dzieci płacisz mniej

Podchodząc do sprawy pragmatycznie, nie warto czekać z podróżami, aż dzieci dorosną, albowiem płaci się wtedy za nie jak za dorosłych. Linie lotnicze nie pobierają opłat za bilety dzieci do lat dwóch. Jednocześnie dostajemy w samolocie łóżeczko do spania dla infanta. Z reguły nie trzeba też kupować dla maluchów do lat 5 biletów do muzeów czy na autobusy, nawet te długodystansowe. Również w hostelach zazwyczaj nie płaci się za dziecko. Wynajmujesz z mężem dwuosobowy pokój i nie ma znaczenia, że śpi w nim jeszcze dodatkowo dwójka dzieci. Co najwyżej trzeba zapłacić za ich śniadanie.

 

Czego boimy się najbardziej?

Oczywiście chorób, zwłaszcza tych nieznanych, tropikalnych. Przed podróżą warto zorientować się, na co powinniśmy się zaszczepić. W tropikach obawiam się malarii i dengi przenoszonych przez komary. Dlatego zawsze sprawdzam, jak wygląda sytuacja w rejonie, do którego jedziemy. Po konsultacjach z lekarzem decyduję, czy podawać profilaktycznie odpowiednie farmaceutyki, a na miejscu dbam o zabezpieczenie dzieci moskitierą i repelentami. Zawsze też zabieram podręczną apteczkę i wykupuję ubezpieczenie. Zazwyczaj strach ma wielkie oczy, a dzieci jeśli już coś łapią, to typowe infekcje. Ale i w takich przypadkach zdaję się na tamtejszych lekarzy – oni na lokalnych chorobach znają się najlepiej.

 

 

 

Udostępnij:
0