Projekt egoistka. Z Dagmarą Skalską rozmawia Conrado Moreno

Projekt egoistka. Z Dagmarą Skalską  rozmawia Conrado Moreno
Conrado Moreno: Dagmaro, jesteś autorką i współautorką projektu, który nosi nazwę „Projekt egoistka” – myślę, że w naszej szerokości geograficznej jesteśmy uczeni tego by w pierwszej kolejności dbać o innych, a dopiero na końcu o siebie samego. Pojęcie egoizmu raczej ma negatywny wydźwięk. A zatem musiało to być wyzwaniem?
 
Dagmara Skalska: Ta idea zrodziła się dziesięć lat temu. Stworzyliśmy ją wraz z moim świętej pamięci mężem – miłością mojego życia. Tomek był filozofem, poznałam go gdy miałam lat osiemnaście, a po miesiącu naszej znajomości już z nim mieszkałam. Pewnego razu, siedzieliśmy na kanapie i trafiliśmy na artykuł na temat egoizmu – psycholog twierdził, że egoizm jest to nadmierna miłość własna. Wtedy na poważnie zaczęliśmy się wspólnie z Tomkiem zastanawiać co to znaczy „nadmierna miłość własna”? To ile tej miłości jest dozwolone a ile jest już za dużo? Czy w ogóle miłości może być za dużo? Dla mnie określenie „nadmierna miłość” jest oksymoronem, ponieważ mam wrażenie, że wszelkie problemy takie jak cierpienie, wojny, konflikty biorą się z braku miłości, a nie z jej nadmiaru. Gdybyśmy żyli w świecie nadmiaru miłości to mielibyśmy raj. Wspomniany artykuł zainspirował nas do tego by stworzyć projekt „Projekt egoistka”, który ma pokazać ludziom, że miłość do innych zaczyna się od miłości do siebie. Jeśli siebie kochamy, mamy w sobie nadmiar emocjonalny, nadmiar dobrych wrażeń (myśli, przekonań) to tym nadmiarem możemy się dzielić z innymi. A jeśli nie kochamy samych siebie, jeśli źle traktujemy siebie to podobnie będziemy postępowali z innymi. Wewnętrzny deficyt, nie pozwala się podzielić niczym z innymi. 
Bardzo często słyszę od swoich czytelniczek lub słuchaczek, że się poświęciły na rzecz kogoś innego, dla przykładu, że poświęciły się dla dziecka. Kiedy słyszę takie słowa to już widzę jaka kryje się za tym frustracja. Nie możemy czuć się szczęśliwi gdy czujemy, że rezygnujemy z czegoś co jest dla nas wartością. Poświęcenie rodzi oczekiwania. Jednak jeśli robię coś dla kogoś z serca to robię bo chcę!
Przez osiem lat prowadziliśmy projekt egoistkę i cudowne życie. Byliśmy wspaniałym, kochającym się małżeństwem. Tomek był wysportowanym 41 letnim, zdrowo odżywiającym się mężczyzną, gdy nieoczekiwanie zachorował na raka jelita i zmarł dwa i pół roku temu. A ja w jednej krótkiej chwili utraciłam wszystko: męża, przyjaciela, ukochanego, firmę, którą budowaliśmy oraz dom, który był na kredyt – zostałam bez niczego z długiem na koncie. Wówczas zaczęła się moja niezwykła podróż by odszukać sens życia i zrozumieć to co się stało. Ludzie zaczęli mi się przyglądać z zaciekawieniem jak poradzę sobie z żałobą, tak wielką startą czy podniosę się z tego upadku. Dopóki z Tomkiem mówiliśmy o tym pozytywnym przekazie „bądź szczęśliwy, buduj swoje szczęście niezależnie od okoliczności, od warunków… to ludzie mówili „no tak ale oni tacy piękni i młodzi, wszystko mają, łatwo im mówić…”. A w chwili gdy wszystko utraciłam i doznałam jednej z największych traum, jednak nadal mówiłam o szczęściu i nadal byłam szczęśliwa, to ludzie zaczęli się głębiej zastanawiać nad skutecznością pozytywnego egoizmu i naszego przekazu. Jedni z niedowierzaniem, inni z podejrzliwością. Dziś mogę powiedzieć, po dwóch latach, że uwolniłam się ze wszystkich emocji, które miałam, poczucia żalu, gniewu. Nie rozpamiętuję, mam otwarte serce i drugi raz pokochałam innego mężczyznę. Jest wiele kobiet, które po dziesięciu latach są w żałobie i trzymają swoje serce zamknięte. Jeżeli uzależniamy swoje szczęście od opinii innych ludzi, od tego, co ktoś o nas pomyśli, od tego co posiadamy, od naszego sukcesu zawodowego czyli od warunków zewnętrznych to zawsze się rozczarujemy. Nasze życie zależy od naszych wyborów, od nas samych.
 
 
C.M.:  Dagmaro, zobaczyłem twój film w internecie, uwiodła mnie twoja historia, twoja siła i witalność – wiem, że w ostatnich dniach życia Tomek napisał do Ciebie list, w którym były słowa: „przekazuj miłość dalej”.
 
D.S.:  Tak, to było niesamowite, teraz gdy nawet o tym mówisz czuję dreszcze na swej skórze. Ja ten list znalazłam dwa tygodnie po jego śmierci. W tym liście podziękował za nasze wspólne chwile, pisząc, że życia by mu zabrakło, aby odwzajemnić wsparcie i opiekę, którą mu dałam. Tomek dodatkowo napisał,  żebym była szczęśliwa i żebym podawała miłość dalej. Po przeczytaniu tych słów łzy mi popłynęły i pomyślałam sobie: „Ale jak ja mam to zrobić?”. Uczucie, które przekazał mi Tomek, dało mi siłę. Dziś on nadal jest w moim sercu, to co czuję do innego mężczyzny nie jest konkurencyjne, nasze serca są niezwykle pojemne. Wiele kobiet mnie o to pyta. Spotykam kobiety w żałobie, które wychodzą z założenia, że nie mogą się z nikim związać, bo skrzywdziłyby tę osobę, która zmarła, traktują to jako rodzaj zdrady. 
 
C.M.: Ja myślę, że można to rozumieć na wielu różnych płaszczyznach, że to jest uniwersalne przesłanie dla nas wszystkich. Wielu z nas ma pewne problemy z budowaniem swojego szczęścia. Czasami wydaje nam się, że utrata pracy, rozstanie, rozwód jest granicą nie do przeskoczenia. Myślimy, że szczęście jest za nami, zamykamy oczy na to, co przed nami i żyjemy w zawieszeniu patrząc wstecz na to, co przeżyliśmy. Ty postanowiłaś przestać żyć przeszłością. Tylko, że to jest bardzo trudne. 
 
D.S.:  Po pierwsze, dobrze zauważyłeś, że ja to postanowiłam zrobić – bo to jest decyzja, którą trzeba podjąć. Nasz umysł pracuje tak, że jeśli my coś zasilamy jakąś myśl, to ona będzie się latami rozwijała. Jeśli cokolwiek utraciliśmy i o tym ciągle myślimy, to odtwarzamy wciąż od nowa te trudne emocje. To jest problem takich osób, które zamiast żyć, tylko rozpamiętują. Przenosząc uwagę na coś, co nie jest związane z teraźniejszością. Każda decyzja, każdy dzień buduje naszą przyszłość. Ja wiedziałam, że budowanie swojej przyszłości na przeszłości, na emocjach opartych na rozpamiętywaniu, na żalu nie miało sensu, bo nie przywróciłoby mi Tomka, a jedynie pozbawiło energii. Pamiętajmy o tym, że ktoś, kto nas kochał, nigdy nie będzie chciał, żebyśmy cierpieli. Ja wiedziałam, że Tomek chce, żebym była szczęśliwa i żebym to zrobiła w imię naszej miłości. Przyglądałam się swoim emocjom, medytowałam, krzyczałam często w domu pod prysznicem lub gdy biegałam. Wszystkimi znanymi mi metodami filozofii wschodu i zachodu oczyszczałam się z tych emocji.
A dziś tę samą ścieżką do wolności emocjonalnej i szczęścia prowadzę osoby, które takiej pomocy potrzebują. Emocje w dużym stopniu kierują naszym życiem. Jeśli pojawia się jakaś emocja, a my jej nie rozumiemy, to mamy kłopot. Podążamy za tą niezrozumiałą emocją, podejmujemy decyzje pod jej wpływem, przychodzą skutki podjęcia tej decyzji, których nie chcemy i zaczynamy się wikłać w tym wszystkim. 
Życie rządzi się prostym prawem – przyczyny i skutku – jeśli coś robimy, to musimy wiedzieć, jaki dostaniemy tego skutek. Jeśli dla przykładu podążamy za swoją zazdrością, zawiścią, złością, to musimy wiedzieć, jaki będzie skutek tej decyzji – to jest prosty wybór. 
Ja dziś podejmując kolejne decyzje zastanawiam się w pierwszej kolejności, czy to mnie wspiera, czy to pomnaża moje szczęście i szczęście innych ludzi, czy nie. Kiedy nie pomnaża, to się tym nie zajmuję, bo po co? Życie jest za krótkie. 
 
C.M.: Porozmawiajmy teraz na temat egoizmu. Często negatywnie rozumiemy ten termin. Zastanawiałem się nad tym, bo przecież skoro jesteśmy zamknięci w jednym umyśle, w jednej duszy, z jednym sercem, zatem wydawałoby się, że w gruncie rzeczy musimy być egoistami?
 
D.S.: Myślę, że musimy rozróżnić dwa terminy egoizm i egocentryzm, bo często nam się to myli. Egocentryzm to stawianie siebie w centrum świata. Egoizm jest czymś innym i jakbyśmy przyjrzeli się samej budowie tego słowa, to by się okazało, że tak jak słowo „finansistka” oznacza znawczynię finansów, tak „egoistka” jest znawczynią ego. Tutaj nie ma mowy o narcyzmie, o niewidzeniu niczego poza czubkiem swojego nosa. Mówimy o znajomości swojego „ego”, a „ego” to „ja”. W tym słowie nie ma nic złego, to co się wydarzyło, to pewien kontekst. Z powodów systemowych, społecznych  opłaca się wychowywać altruistów bardziej niż egoistów. Dlaczego? Dlatego, że łatwiej się zawiaduje ludźmi, którzy nie zajmują się sobą. W ten sposób egoizm nabrał pejoratywnego znaczenia i dziś  wydaje nam się, że egoizm jest tym samym co egocentryzm, a tak nie jest. Nie ma nic złego w tym, by się sobą zajmować. 
 
C.M.: To, że zajmujemy się sobą, nie oznacza, że nie myślimy lub nie chcemy pomagać naszym najbliższym.
 
D.S.: Dokładnie. Dlaczego zakładamy, że myśląc o sobie nie myślimy o innych? To się przecież nie wyklucza. Z doświadczenia wynika, że to idzie w parze. Czego naprawdę chcemy w życiu? Bliskości, relacji, zrozumienia. Czym jest szczęście – naszym stanem wewnętrznym. A ten stan zależy tylko od nas. Z kolei niektórzy warunkują to od zachowania innych, mówiąc ja nie mogę być szczęśliwy, bo ta osoba zachowuje się tak lub inaczej… Nie jesteśmy nieszczęśliwi ze względu na tę osobę, tylko z powodu własnego nastawienia do niej czy do tej sytuacji. 
 
C.M.:  Szczęście to jest pewna otwartość na różne emocje, różne stany. Poczucie satysfakcji z tego, w jakim miejscu naszego życia jesteśmy. Jednak są ludzie, którzy nakładają na siebie pewną karę i przybierają taki cel w życiu, aby być nieszczęśliwymi. Czy możemy powiedzieć, że cierpienie jest bardziej namacalne, niż wyimaginowane szczęście, o którym często się mówi, ale w gruncie rzeczy nie wiemy czym jest?
 
D.S.: Myślę, że są dwa przypadki i z takimi się spotkałam. Pierwszy to ja wybieram cierpienie, bo z jakiegoś powodu psychologicznie czerpię z tego korzyści i to jest taki typ osób, które przybierają rolę ofiary. Ja cierpię bo… i mam uwagę innych ludzi, bo nie muszę brać odpowiedzialności za swoje decyzje – z tego umartwiania się czerpię korzyści, czyli teoretycznie jest to moje szczęście. To jest jedna sytuacja. Taka postawa jest wynikiem głębokiego niezrozumienia siebie. Zazwyczaj pomagam takim osobom pokazując im ten mechanizm, często sobie nie zdają z tego sprawy. Z tego można się uwolnić. W każdej mojej książce o tym piszę.
Druga sytuacja to taka, kiedy nie mamy pozwolenia na szczęście. Ten brak pozwolenia łączy się z pewnym światopoglądem, który mówi o tym, że cierpienie uszlachetnia. Każdy z nas chce być szlachetny z powodu błędnego poglądu więc wybieramy cierpienie i odbieramy sobie pozwolenie na szczęście. 
Jeśli nasz światopogląd opiera się na przekonaniu o słuszności cierpienia, a nawet dostrzegamy, że to zostanie w jakiś sposób wynagrodzone, to jest to wybór bycia nieszczęśliwym. 
 
 
C.M.:  Myślę, że te przypadki, o których mówisz, są wynikiem tego, o czym już wspomnieliśmy na początku, czyli deficytu miłości, jej braku. To są ludzie, którzy sami siebie nie miłują. Możemy chyba na koniec powiedzieć, że „egoizm” to nie jest grzech.
 
D.S.: To nie jest grzech. Nie kochanie siebie jest grzechem. Jeśli sięgniemy do religii wschodu czy do zachodnich korzeni chrześcijaństwa, to nie znajdziemy nigdzie nawoływania do tego, żebyśmy nie kochali siebie. Tylko z miłości, z twórczych stanów, radości, mogą narodzić się dobre rzeczy. Tym, co mamy najważniejsze, to jest wolność. Wolność wyboru. Żyjemy w takich czasach, że możemy wybrać wyznanie, pracę, partnera – kiedyś tak nie było. Nasz problem nie polega na tym, że nie mamy możliwości, my mamy za dużo możliwości i nie potrafimy wybrać. W pierwszym kroku powinniśmy się zastanowić, za czym tęsknimy, co jest dla nas ważne. Często ludzie stawiają sobie rzeczy mniej ważne ponad te istotne i za późno sobie to uświadamiają tracąc na przykład partnera, bo wybrali karierę zawodową. Dla mnie moim szczęściem jest spokój, stabilny umysł. Ja dziś dokładnie wiem, co jest dla mnie ważne i czego nigdy nie postawię na szali – to jest moje zdrowie i moja życiowa energia. Dziś nie ma osoby, która mi wejdzie na głowę. Często mówimy do drugiej osoby, „daj mi święty spokój”, a ja uważam, że święty spokój to jest coś, co możemy sobie tylko sami dać. Jeśli czujemy wewnętrzny spokój, jeśli będziemy realizować to, co w życiu dla nas ważne, będziemy wiedzieli, co to jest i będzie w naszym życiu miłość, to czego nam więcej potrzeba do szczęścia?
 
C.M.: Dziękuję za rozmowę.


Źródło Face&Look nr 30 

Wywiad jest fragmentem rozmowy nagranej na antenie Radia dla Ciebie w audycji „Życie jak w Madrycie”.
 
Udostępnij:
0