Niewinny chłopiec
Po seansie Co gryzie Gilberta Grape’a (1993) widzowie mówili nie o wschodzących gwiazdach – Johnnym Deppie i Juliette Lewis – ale o dziewiętnastoletnim aktorze, który przyćmił ich oboje. Leonardo DiCaprio tak brawurowo zagrał upośledzonego umysłowo młodszego brata głównego bohatera, że niektórzy wychodzili z kina przekonani, że oglądali naprawdę chorą osobę. Rola Arnie’go Grape’a przyniosła aktorowi pierwszą (i jedyną aż do 2005 roku) nominację do Oscara, odrobinę popularności, oraz serię podobnych do siebie propozycji. W Chłopięcym świecie (1993), Szybkich i Martwych (1995) oraz Pokoju Marvina (1996) grał podobne role niedorosłych młodzieńców, jeszcze nieskażonych cynizmem dorosłego życia, którzy muszą się mierzyć z wrogą im rzeczywistością.
Romantyczny kochanek
Titanic (1997) był największym sukcesem i największą tragedią dla młodego aktora. Film-gigant Jamesa Camerona perfekcyjnie wykorzystał stare przepisy na melodramat, tworząc z DiCaprio ikonę, plakat, który nastolatki mogły sobie wieszać na ścianach. Jeszcze zanim to nastąpiło, aktor wystąpił w roli tytułowej w unowocześnionej adaptacji Romea i Julii (1995), z wielkim talentem odgrywając postać kochanka cierpiącego z powodu tragicznej miłości. Dwa lata później Titanic był już tylko dopełnieniem wizerunku służącego jako obiekt westchnień. W dodatku film Camerona, fajerwerk technologiczny, przyćmiewał swoim rozmachem wszystkie aktorskie kreacje, co doprowadziło do generalnego przekonania, że Leonardo nie jest prawdziwym aktorem, a tylko uśmiechającą się lalką. Sam aktor przez kolejnych kilka lat nie potrafił wyjść z tej pułapki. Potrzebny był mu dopiero Martin Scorsese, by na nowo uwierzył w swoje umiejętności.
Neurotyczny geniusz
Już w 1995 roku Agnieszka Holland zauważył w DiCaprio niewykorzystany potencjał i obsadziła go w swoim Całkowitym Zaćmieniu w roli poety, Arthura Rimbauda. Aktor, niby nadal grający słodkiego chłopca, stworzył bardzo niepokojącą rolę outsidera, którego geniusz rzuca nim na wszystkie strony, nie pozwalając na odpoczynek. Następną taką rolę dostał dopiero w 2004 od Scorsese – w Aviatorze zagrał lotnika i producenta filmowego Howarda Hughesa, wizjonera pokonanego przez chorobę psychiczną. Eksplozja talentu DiCaprio zaskoczyła wątpiących i dała mu nominację do Oscara. Nagrody jednak nie dostał.
Desperat na skraju załamania nerwowego
Tak naprawdę Martin Scorsese uratował karierę DiCaprio. Kiedy w 2002 roku kręcili razem Gangi Nowego Jorku, aktor był szalenie nudny, znikał w konfrontacji z genialnym Danielem Day-Lewisem. Ten nieudany film był jednak momentem, gdy Leonardo odbił się od dna. Scorsese stworzył dla niego nową szufladkę, do której DiCaprio łatwo się dopasował. Jego Amsterdam Vallon był gotowym na wszystko straceńcem, zmuszonym do torowania sobie pięściami drogi we wrogim mu świecie. Gwałtowny, szalony, czasem wykrzykujący swoje kwestie, czasem mamroczący pod nosem, w każdej chwili gotowy przywalić komuś w nos. Za tą rolą przyszły kolejne. Postacie grane w tych filmach były nie tylko zdesperowane. Niejednokrotnie balansowały na granicy szaleństwa: Infiltracja, Krwawy diament (2006), W sieci kłamstw (2008), Incepcja, Wyspa Tajemnic (2010). Szlifowana do perfekcji metoda zaowocowała. W Infilitracji DiCaprio był równorzędnym partnerem dla samego Jacka Nicholsona.
I dalej…
W zeszłym roku DiCaprio zachwycił widzów swoją rolą w Django. Pierwszy raz w swojej karierze zagrał postać tak złą i odrażającą. Brak nominacji do Oscara dla niego był największą sensacją ostatniej ceremonii rozdania nagród. Dziś na ekrany polskich kin wchodzi Wielki Gatsby. Niejednoznaczna postać tytułowa, zakochany milioner, zagadka epoki strzelających korków od szampana, jest dla niego kolejną szansą wyjścia poza szufladkę. Lub wskoczenia w nową.
Macie ochotę zobaczyć kolejne wcielenie Leonardo DiCaprio?