Pierwszy krem stworzyła dla siebie, w ramach studenckich eksperymentów. – Miałam bardzo wrażliwą, alergiczną skórę i trądzik młodzieńczy. Czułam się z tym okropnie. Byłam młoda, chciałam, żeby moja cera była nieskazitelna. Potrzebowałam pomocy. Chodziłam do kosmetyczek i dermatologów, ale i sama szukałam rozwiązania – wspomina dzisiaj Irena Eris. – Pod koniec studiów kolega, który był wielkim fanem windsurfingu, poprosił mnie, abym zrobiła mu jakiś dobry krem do rąk, bo woda, wiatr i zimno mocno wysuszały jego skórę. Przygotowałam ten specyfik z bardzo dużą ilością witaminy A, co było wówczas niedozwolone w kosmetyce. Był nim zachwycony: „Irena, jesteś genialna!”. Urosły mi skrzydła. No bo skoro do tej pory nic mu nie pomagało, to chyba musiałam stworzyć coś dobrego, prawda? – pyta retorycznie pani Irena. – Jego słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak coś potrafię i mam talent w tej dziedzinie.
Z motyką na słońce?
Własną firmę założyła w 1983 roku. I chociaż trudno w to uwierzyć – ta decyzja była owocem jej frustracji zawodowej! To był bardzo trudny okres, nie tylko dla przedsiębiorców – państwo było sterowane centralnie, nie istniał wolny rynek. Poza tym, pani Irena rozważała karierę naukową. Była młodą, wykształconą dziewczyną, miała tytuł doktora, znała dwa języki obce. Poszła do pracy w Polfie, do Zakładu Badawczo-Wdrożeniowego. Sama nazwa wydawała jej się obiecująca, jednak szybko przekonała się, że nie o taką pracę jej chodziło. Postanowiła stworzyć dla siebie miejsce, w którym mogłaby się realizować. By być pewną, że to, co robi, ma sens.
Kiedy w swoje wielkie marzenie zainwestowała cały spadek – a była to równowartość sześciu maluchów – nie raz usłyszała, że musi być szalona. – To prawda! Mam w sobie dozę szaleństwa – śmieje się. – Jednak liczę się z ryzykiem, nie stawiam wszystkiego na jedną kartę. Z perspektywy czasu widzę, że rzeczywiście było to porwanie się z motyką na słońce. Ale w trudnych chwilach jest w człowieku wola walki. To dzięki niej idzie do przodu. Może właśnie dlatego, że nie wie, na co się porywa? A skoro nie wie, to się nie boi – zamyśla się Irena Eris. Szczerze przyznaje, że nie liczyła na tak spektakularny sukces, jaki udało jej się osiągnąć. Miała naprawdę skromne marzenia: małe laboratorium, w którym mogłaby produkować dobrej jakości kosmetyki dla polskich kobiet. Z obliczeń, które zrobiła z mężem, wynikało, że sprzedaż 5 tys. sztuk kosmetyków miesięcznie pozwoliłoby jej się utrzymać. Okazało się jednak, że popyt na jej kremy jest znacznie większy. – Chciałam i musiałam nadążyć za zapotrzebowaniem rynku. I ta pasja pchała mnie do pracy – opowiada.
Razem w pracy, razem w domu
Irena Eris zawsze podkreśla, że sama nie osiągnęłaby tak wiele. Mąż, Henryk, jest dla niej największą podporą. – Razem tworzyliśmy firmę. Wtedy wiedziałam tylko, jak zrobić dobry kosmetyk. On też nie miał przygotowania do prowadzenia własnego biznesu. Wszystkiego, co dziś umiemy, nauczyliśmy się na własnych błędach – wspomina. Na początku mogła produkować tylko jeden krem. Tylko na tyle było ją stać. Zatrudniała jedną osobę do pomocy i od rana do nocy mieszała z nią litry kremu w skonstruowanej według własnego projektu maszynie. Wkładały go do słoiczków… – A Henryk rozwoził je potem do okolicznych sklepów. To nie był jego żywioł, ale nie narzekał – śmieje się dr Eris. – Ja też nie miałam pretensji do losu o to, że tak ciężko pracuję. Byłam szczęśliwa, że robię w końcu to, co kocham.
Po sześciu latach okrzyknięto ją kobietą sukcesu. Wkrótce tworzyła Kosmetyczne Instytuty – po to, żeby jej stali klienci mogli od czasu do czasu oddać się w ręce specjalistów, wykonujących profesjonalne zabiegi. 15 lat temu zbudowała pierwszy w Polsce hotel SPA. – Konkurencja patrzyła na mnie podejrzliwie: co ona robi, czyżby zmieniała branżę? A ja tylko chciałam dać klientom nowe możliwości odpoczynku w tym coraz bardziej zaganianym świecie – uśmiecha się Irena Eris, dzisiaj właścicielka dwóch Hoteli SPA, w Krynicy Zdroju i na Wzgórzach Dylewskich.
Kobieca ciekawość górą!
Teraz kosmetyki „Dr Irena Eris” stoją w prawie każdym polskim domu. Również za granicą kobiety doceniają ich niezwykłe właściwości. I to jest największa radość i duma Ireny Eris! Ostatnio jej firmę spotkało duże wyróżnienie. Jako jedyna polska marka została przyjęta do ekskluzywnego klubu Comité Colbert, założonego w 1954 roku przez Jeana-Jacquesa Guerlaina – twórcę słynnej firmy kosmetycznej. Do niedawna komitet zrzeszał wyłącznie marki francuskie: Boucheron, Cartier, Chanel, Dior, Hermès, Hotel Ritz, Luis Vuitton czy szampan Veuve Clicquot, będące synonimem wysokiej jakości. Za światowym sukcesem marki Dr Irena Eris stoi również Centrum Naukowo-Badawcze. Wybitni naukowcy i specjaliści prowadzą w nim zaawansowane technologicznie badania, dzięki którym marka wyprzedza światowe trendy w kosmetologii.
Mimo tak spektakularnych sukcesów Irena Eris nic się nie zmieniła. Wciąż z taką samą pasją rozwija swoją firmę i dba o swoje klientki. Czy w ogóle ma czas, by korzystać z tego, co sama tworzy? – Zdecydowanie – podkreśla Eris. – Używam swoich kosmetyków. Aczkolwiek, uczciwie się przyznaję, sięgam czasem po nowości innych firm. Bo zwyczajnie bierze nade mną górę ciekawość zawodowa. A może kobieca? – zamyśla się Irena Eris. – Korzystam też z zabiegów w salonach SPA. Wpływają pozytywnie nie tylko na ciało, ale i psychikę. Lubię wyjeżdżać do obu naszych hoteli, chociaż… częściej bywam tam służbowo niż dla własnej przyjemności – przyznaje. – Ale nie jestem pracoholiczką. Ja po prostu… kocham to, co robię!
Ewa Anna Baryłkiewicz
Więcej: Marka Lidera w oczach Eksperta Personal & Corporate Branding – Marethy Żurakowskiej