Małżeństwo nie jest dla ciebie

Małżeństwo nie jest dla ciebie


Fot. Shutterstock

Chcąc oddać kwintesencję słów Setha, najlepiej będzie przetłumaczyć oryginał jego wpisu, nie dodając własnej interpretacji. Oto on:

Po półtora roku bycia żonatym, niedawno doszedłem do wniosku, że małżeństwo nie jest dla mnie.

Zanim jednak zaszufladkujesz mnie po tym wyznaniu, przeczytaj tekst do końca.

Poznałem moją obecną żonę w gimnazjum, kiedy mieliśmy po 15 lat. Byliśmy przyjaciółmi przez dziesięć lat do czasu… kiedy oboje uznaliśmy, że już nie chcemy być tylko przyjaciółmi:) Każdemu  polecam przeistoczenie przyjaźni w miłość!

Nie oznacza to jednak, że miłość do mojej najlepszej przyjaciółki uchroniła mnie przed strachem wobec małżeństwa. Im więcej Kim i ja rozmawialiśmy o ślubie, tym częściej pojawiał się we mnie paraliżujący lęk. Czy byłem gotowy? Czy dokonałem dobrego wyboru? Czy Kim była tą jedyną? Czy mnie uszczęśliwi? W końcu pewnej pamiętnej nocy podzieliłem się swoimi obawami i wątpliwościami z tatą.

Podejrzewam, że każdy przeżył taki moment w swoim życiu, kiedy wydawało mu się, że czas stanął w miejscu, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dzięki temu ta chwila nigdy nie poszła w niepamięć. Dla mnie takim momentem była odpowiedź taty na moje rozterki. Powiedział wtedy z charakterystycznym dla siebie uśmiechem: – Seth, jesteś bardzo samolubny, więc postawię sprawę jasno: małżeństwo nie jest dla ciebie. Nie żenisz się po to, żeby uszczęśliwić siebie. Żenisz się, żeby uszczęśliwić innych. Co więcej, żenisz się dla rodziny. Nie dla teściów, ale dla waszych przyszłych dzieci. Komu chcesz pomóc w ich wychowywaniu? Kto ma mieć na nie wpływ? Małżeństwo nie jest dla ciebie i nie o ciebie tutaj chodzi. W małżeństwie chodzi o osobę, z którą się żenisz.

W tym momencie dotarło do mnie, że Kim JEST właściwą kobietą. Zrozumiałem, że chcę JĄ uszczęśliwiać; chcę widzieć JĄ śmiejącą się każdego dnia. Chciałem być częścią jej rodziny i podobnie czuli członkowie mojej rodziny. A wracając pamięcią do czasów, kiedy widziałem Kim bawiącą się z moimi siostrzenicami, wiedziałem, że to właśnie ona powinna zostać matką moich dzieci.

Rada mojego taty była w tamtym momencie zarówno szokująca, jak i odkrywcza. Była sprzeczna z „filozofią Walmartu”*, która głosi, że zużyty przedmiot można wymienić na nowy model. Nie, prawdziwe małżeństwo (i prawdziwa miłość) nigdy nie kręci się wyłącznie wokół ciebie. Chodzi o tę drugą osobę – jej nadzieje, potrzeby i marzenia. Egoizm pyta: „Co w tym wszystkim jest dla mnie?”, Miłość raczej zada pytanie: „Co mogę ofiarować?”

Nie tak dawno temu moja żona pokazała, czym jest bezwarunkowa miłość. Przez kilka miesięcy moje serce szargała mieszanka strachu i urazy. W pewnym momencie napięcie stało się tak silne, że oboje nie mogliśmy już tego znieść. Byłem nieczuły. Stałem się egoistą. Ale zamiast wypominać mi moje zapatrzenie w siebie, Kim zrobiła coś zupełnie odwrotnego – wylała na mnie cały potok swojego uczucia. Odsuwając na bok cały mój ból i rozgoryczenie, wzięła mnie w swoje ramiona i uspokoiła moją duszę.

Zdałem sobie sprawę, że w tamtym czasie zapomniałem o radzie mojego taty. Podczas gdy Kim skupiała się w małżeństwie na mnie, ja myślałem wyłącznie o sobie. Z chwilą, kiedy sobie to uświadomiłem, obiecałem Kim, że zmienię swoje nastawienie.

Piszę to do wszystkich – żonatych, zamężnych, narzeczonych, singli – pamiętajcie, że w małżeństwie nie chodzi o was. Liczy się osoba, którą obdarowaliście uczuciem. I wbrew pozorom im więcej dajecie w związku, tym więcej otrzymujecie. Nie tylko od jakichś konkretnych osób (babci, przyjaciółki itp.), ale także od ich znajomych, od ich rodzin oraz od tysięcy ludzi, których nigdy byście nie poznali, gdybyście byli skupieni wyłącznie na sobie samych.

Co o tym sądzicie? Czy tak właśnie powinno się myśleć, zawierając małżeństwo?

Oryginalny wpis możecie przeczytać tutaj

www.szkolapar.pl

Udostępnij:
0