Magdo, w listopadzie minionego roku ukazała się Twoja płyta „ W zależności” – tytuł nawiązujący do antycznej filozofii chińskiej, dwóch żywiołów, które są przeciwne, ale bez siebie nie mogą funkcjonować i się uzupełniają…
Te dwa żywioły, i te dwie siły to są dla mnie gitary czyli gitara akustyczna i elektryczna, bez których ja żyć nie mogę. W moim życiu one są od siebie zależne, a każda z nich zawiera pierwiastek tej drugiej w mojej grze.
Porozmawiajmy o żywiołach. Czy istnieją takie, które Ciebie szczególnie pociągają?
Szczególnie bliska jest mi woda, uwielbiam wypoczywać nad wodą. Podróże są ważną pasją w moim życiu i nie wyobrażam sobie by nie spędzić wakacji nad wodą. Jednak tak naprawdę wszystkie żywioły lubię – choć jak to bywa z żywiołami – trudno jest je okiełznać i tak samo jak mi imponują, tak samo się ich obawiam.
Masz do nich szacunek i respekt, podobnie jak do artysty ma szacunek odbiorca siedzący na widowni. Zacznijmy teraz od początku czyli od tego jak doszłaś do tego miejsca, w którym znajdujesz się dzisiaj? Twój tata Zbigniew Czwojda jest znanym trębaczem. Ty w wieku 4 lat już uczyłaś się gry na fortepianie. Dlaczego zaczęłaś naukę akurat na tym instrumencie?
W wieku 4 lat chciałam grać na fortepianie, a mieliśmy fortepian w domu. Oczywiście trąbka także mnie interesowała, razem z bratem podbieraliśmy tacie ten instrument, ale jednak to fortepian zaskarbił sobie moją sympatię. Zaczęłam dość wcześnie swoją edukację muzyczną, bo od przedszkola muzycznego. Potem uczyłam się w Państwowej Szkole Muzycznej grając wciąż na fortepianie. W każdej szkole muzycznej w czwartej klasie dobiera się instrument dodatkowy, więc musiałam wybrać kolejny, a już wiedziałam, że fortepian nie będzie moim docelowym instrumentem, na którym pragnęłam się dalej rozwijać. Wybór padł na gitarę, wydawało mi się zgodnie z wyobrażeniem młodych ludzi, że to instrument, który można zabrać ze sobą na ognisko, łatwo się transportuje – w odróżnieniu od fortepianu. Dodatkowo znałam gitarę nie tylko ze względu na „ogniskowy repertuar”. Tata dbał o naszą edukację muzyczną, razem z mamą puszczali nam różne gatunki muzyczne, znałam rolę na przykład gitary we flamenco, wiedziałam jak jest wykorzystywana przez muzyków jazzowych i stąd decyzja o wyborze właśnie gitary. Trafiłam na wspaniałego nauczyciela Marka Zielińskiego, który tak mnie zaraził pasją do tego instrumentu, że trwa ona do dziś. W okresie licealnym myślałam, że będę jedynie grała na gitarze klasycznej. Choć tu należy zwrócić uwagę, że w repertuarze gitary klasycznej są mocne wpływy muzyki hiszpańskiej i latynoskiej co oznacza, że nie jest to muzyka, w pełnym tego słowa znaczeniu, klasyczna. Mimo wszystko nie sądziłam, że sięgnę po gitarę elektryczną. Muszę wspomnieć, że przez całe liceum jeździłam na konkursy gitary klasycznej. W ostatniej klasie trzeba było zdecydować się co będzie dalej, podjęłam decyzję o studiach na wydziale jazzu w Katowicach, bo to był wtedy jedyny w Polsce taki wydział. W klasie maturalnej pojechałam do Akademii Muzycznej w Katowicach na konsultacje i mój późniejszy profesor, pan Karol Ferfecki, powiedział mi, że jeśli chcę studiować na tej Akademii, na tym wydziale, to muszę grać na gitarze elektrycznej i tak się ten instrument pojawił w moim życiu.
I w ten sposób w 2006 roku jako pierwsza kobieta grająca na gitarze elektrycznej na tym wydziale ukończyłaś studia z tytułem magistra.
Tak, zdobyłam tytuł magistra sztuki w zakresie instrumentalistyki jazzowej, specjalność gitara.
Jak Twój tata to przyjął?
Tata się cieszy, z sukcesów, moich i mojego brata perkusisty, bardzo nam kibicuje. Razem z mamą są dla nas wsparciem.
Obchodzisz właśnie jubileusz dwudziestolecia swojej pracy artystycznej, płyta o której wspomnieliśmy jest także uhonorowaniem tego czasu?
Tak aczkolwiek płyta nie powstawała z myślą o tym jubileuszu, to się po prostu zbiegło ze sobą – nic nie dzieje się bez przyczyny. Te dwadzieścia lat minęło tak szybko – policzyłam je od momentu gdy po raz pierwszy zagrałam swój prawdziwy płatny koncert, a miałam wówczas siedemnaście lat.
Jesteś także założycielką i liderką zespołu „Nomen”, który kiedyś nosił nazwę „Bikini”, współpracujesz na stałe z zespołem „Tercet czyli Kwarcet” z aktorami Hanną Śleszyńską, Robertem Rozmusem i Piotrem Gąsowskim. Jednak to wciąż nie wszystko, współpracujesz z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu, tworzysz jazzowy duet z basistą Tomkiem Grabowym, rodzinny zespół wraz z tatą i bratem Michałem o nazwie „Past and Future’’, wydałaś płytę „Soundz Good” z autorską muzyką pisaną wspólnie z Martą Zalewską i jesteś pedagogiem we Wrocławskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Zbigniewa Czwojdy. Jak Ty to wszystko robisz? Jak znajdujesz na to czas?
Po pierwsze uwielbiam to, że moja pasja pozwala mi na robienie tylu rzeczy, tak rozmaitych. To jest coś, co mi się przytrafiło jak przysłowiowa gwiazdka z nieba – bardzo mi się podoba to, że nie robię w kółko tego samego. Tych zajętości jest sporo, niestety projekt taki jak zespół solowy „Nomen” na tę chwilę nie funkcjonuje, podobnie jest z „Soundz Good” – to były świetne projekty, ale jak to w życiu bywa coś się kończy, pojawia się coś nowego. Rzeczywiście duet z Tomkiem Grabowym tworzymy, próbujemy grać jak najwięcej się da. „Past and Future” również istnieje i szykujemy się do nagrania płyty. Z zespołem „Tercet czyli Kwartet” wciąż koncertuję. Dodatkowo udzielam się jako muzyk sesyjny w różnych innych projektach i teatrach.
Magdo, a która gitara najlepiej Ciebie wyraża?
Z tym mam problem, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, wszystko zależy od emocji, które chcę przekazać.
A co Ciebie ukształtowało: rodzina, przyjaciele, a może jeszcze coś innego? W pewnym wywiadzie, którego udzieliłaś wspomniałaś, że jest w Tobie niepokorna dusza.
Tak. Jest we mnie taka niepokorna dusza, która prowadzi mnie do ciągłego rozwoju, lubię jak cały czas mam coś do zrobienia. Nie lubię monotonii, lubię się rozwijać i wszystko co się pojawiło w moim życiu mnie ukształtowało. Moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe i zakorzeniło we mnie wrodzony optymizm, niektórzy twierdzą, że jestem pracoholiczką, ale ja lubię swoją pracę. Wszystkie projekty muzyczne, które realizowałam były dla mnie bardzo ważne, spotkania z ludźmi, rozmowy nie tylko te dotyczące muzyki, ale i życia.
Spod jakiego jesteś znaku?
Jestem Baranem.
To stąd ten upór w dążeniu do celu… czyli jesteś związana z ogniem (Baran to znak z trygonu ognia), a jednak ciągnie Cię ku wodzie…
Czasem trzeba ten ogień ugasić…
Jak się odnajdujesz w roli nauczyciela, pedagoga?
Bardzo mi się ta rola podoba, staram się utrzymywać relacje przyjacielskie ze swoimi uczniami, dyskutować z nimi na wszystkie tematy. Dużo rozmawiamy o muzyce, ale też o życiowych sytuacjach. To jest niesamowite gdy patrzę jak młodzi ludzie się rozwijają, to oni decydują jak realizować się na swojej drodze. Po sześciu latach nauki kończą szkołę i są świetnymi muzykami.
Masz do czynienia z młodymi ludźmi, obchodzisz swój jubileusz czy patrzysz na swoje życie z innej perspektywy? Jakie masz plany na przyszłość?
Uważam, że nie należy szczególnie się przywiązywać do planów, bo życie i tak często nas zaskakuje. Nie wybiegam za bardzo w przyszłość, natomiast staram się zawsze na życie patrzeć pozytywnie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Conrado Moreno
Zdjęcia Marta Boska
Make up Michał Grodzki